Wszystko z powodu niezapłaconej premii w wysokości miliona złotych brutto, która miała trafić na konta piłkarzy, sztabu szkoleniowego, a także działaczy, za wywalczenie miejsca w grupie mistrzowskiej w rozgrywkach sezonu 2015/16. Do całej sytuacji postanowiły się dzisiaj odnieść władze Ruchu. - W ostatnich dniach w mediach pojawiło się wiele różnych nieprawdziwych informacji, że już zabrano nam licencję, że zatailiśmy jakieś długi. To paranoja, niczego nie zatajaliśmy. Osobiście stanąłem przed komisją, tłumacząc zaległe sprawy i wizję naprawy tego, co zastaliśmy po poprzednich władzach. Przez trzy miesiące zrobiliśmy tyle, ile się dało. Wszystkiego naraz nie da się jednak ogarnąć. Dziur jest tyle, że nie da się ich wszystkich jednocześnie pozatykać - tłumaczy obrazowo prezes Paterman. Szef klubu z Chorzowa odniósł się do ostatniego zamieszania. - Jasno chciałem powiedzieć, że nie będziemy płacić czegoś na podstawie skanów, które na dodatek są niekompletne. To dwie, trzy kartki papieru, na których widać podpisy panów Smagorowicza i Mosóra. To jednak tylko skany, oryginałów, a także uchwały rady nadzorczej do wypłaty tak poważnej kwoty nie ma w klubie. Przeprowadzony przez nas audyt też nic takiego nie wykazał. Poprosiliśmy piłkarzy o oryginał umowy, ale póki co nikt go nie dostarczył, a w klubie nie ma żadnej dokumentacji. Mało tego, nasz prawnik też nie przypomina sobie, żeby przez jego ręce przechodził w zeszłym roku taki dokument, a mówimy przecież o niebagatelnej kwocie miliona złotych. To olbrzymie pieniądze. W tej sytuacji, na podstawie skanów nie możemy wypłacić takiej sumy, bo narazimy się, jako zarządzający klubem, na zarzut niegospodarności - zaznacza Paterman. W przedstawionym przez piłkarzy dokumencie brakuje kilku punktów i stron. W Chorzowie zwracają też uwagę, że figuruje na nim data 26 maja 2016 roku, a więc kiedy sezon już się skończył. - Możemy tylko domniemywać o co chodziło. Nie wymigujemy się od zapłacenia należności, ale musimy mieć oryginalny i kompletny dokument. Nie będzie oryginału, to nie będzie podstaw do wypłacenia premii - podkreśla prezes Paterman. Sytuacja 14-krotnego mistrza Polski jest w ostatnim czasie nie do pozazdroszczenia. Drużyna zajmuje ostatnie miejsce w tabeli Lotto Ekstraklasy i choć ma jeszcze matematyczne szanse na utrzymanie, to patrząc na grę zawodników, trudno być optymistą. W Chorzowie nie składają jednak broni. - Dalej walczymy, nadzieja umiera ostatnia. Ja już dwa lata temu mówiłem, że nie można budować zespołu wyłącznie w oparciu o młodzież. Potrzeba kilku doświadczonych zawodników, którzy są w stanie wstrząsnąć szatnią. Takich nam teraz brakuje. Jesteśmy przygotowani na plan B. Mogę zapewnić kibiców, że nie ma myśli, żeby zaczynać od czwartej ligi. Są inne metody wyjścia z finansowych kłopotów. Naszą zmorą jest jednak brak czasu. Razem z wiceprezesem Michałem Dubielem robimy, ile się da. Trzy miesiące to jednak, przy tym co zastaliśmy w klubie, bardzo mało czasu - mówi Paterman. W dwóch ostatnich meczach z Arką i Górnikiem Łęczna piłkarze powinni zdawać sobie sprawę, że grają o życie, a także swoją przyszłość. Ewentualny spadek może bowiem oznaczać prawdziwą rewolucję kadrową. Już wiadomo, że w nowym sezonie "Niebieskich" dalej będzie prowadził Krzysztof Warzycha. - Jest zaangażowany, wiarygodny, ma świetny kontakt z drużyną, no i jest "Niebieski". Jak dobierze sobie zespół odpowiednich ludzi, to na pewno będzie to walcząca drużyna. Po trzech, czterech meczach nie ma co oceniać. Coś więcej można powiedzieć dopiero po całym cyklu przygotowania drużyny - komentuje Janusz Paterman. Michał Zichlarz, Chorzów Wyniki, terminarz i tabela grupy spadkowej Ekstraklasy Wyniki, terminarz i tabela grupy mistrzowskiej Ekstraklasy Ranking Ekstraklasy - kliknij!