Nieoficjalnie wiadomo, że Mamrota chce zatrudnić Jagiellonia Białystok. Kuszony propozycją powrotu do klubu z Podlasia, w którym pracował w latach 2017-2019 i między innymi dotarł do finału Pucharu Polski, a także zdobył wicemistrzostwo kraju, szkoleniowiec postanowił odejść z łódzkiego klubu. W ŁKS zastąpił jeszcze w marcu Wojciecha Stawowego i miał pomóc w wywalczeniu bezpośredniego awansu do ekstraklasy. Nie osiągał jednak oczekiwanych wyników - z 13 spotkań jego zespół pięć wygrał i pięć przegrał, a trzy zremisował. I przed 33. kolejką pierwszej ligi nie jest wciąż pewny miejsca barażowego. Jednak to nie wyniki były przyczyną rozstania, do którego doszło za porozumieniem stron. Nowi trenerzy ŁKS - We współpracy z ludźmi w klubie wyznaję taką zasadę, że chciałbym otaczać się osobami zdeterminowanymi i takim, którzy podzielają mój pogląd i cel do zrealizowania. I są ukierunkowani na wspólne działanie ze mną i z ŁKS. Jeśli w tym pojawiają się wątpliwości, to moim zadaniem jest to przeciąć - twierdzi Tomasz Salski, prezes ŁKS. - W pewnym sensie decyzja była wspólna, bo trenera obowiązywał taki sam kontrakt, jaki mają piłkarze. Musieliśmy więc dojść do porozumienia. Do rozstrzygnięcia doszło w poniedziałek między godzina 20 a 22. I już na wtorek musieliśmy być gotowi z planem na nowych trenerów, a nowi trenerzy z planem na organizację pracy, dokończenie mikrocyklu i przygotowanie do meczu. Te słowa prezesa ŁKS oznaczają, że szkoleniowiec nie odszedł z klubu za darmo, tylko musiało dojść do transferu. Salski nie chce ujawnić kwoty, za którą zgodził się na rozwiązanie kontraktu, ale mówi tak: - Z ekonomicznego punktu widzenia po rozstaniu z trenerem Mamrotem w poniedziałek wieczorem mogłem napić się dobrego koniaku. Krótka przygoda Mamrota Tyle że ŁKS został bez trenera w bardzo trudnej sytuacji dla klubu. W najbliższych dwóch meczach łodzianie muszą wywalczyć co najmniej punkt, by zapewnić sobie miejsce w barażach, ale rywali mają z czołówki ligi. W piątek podejmują lidera pierwszej ligi Bruk-Bet Nieciecza, który wciąż nie jest pewny bezpośredniego awansu do ekstraklasy. A w ostatniej kolejce zmierzą się w Tychach z GKS, który ma apetyt na to samo. Mamrota zastąpił duet trenerski Marcin Pogorzała i Paweł Drechlser, którzy do tej pory byli asystentami. - Weryfikacja dla nich nastąpi bardzo szybka, bo za chwilę ostatnie mecze sezonu. Wierzymy w tę dwójkę młodych ludzi. Kiedy w marcu zatrudniałem trenera Mamrota, nie myślałem, że ta przygoda będzie trwała tak krótko. Po tym rozstaniu szukanie nowego szkoleniowca bez dogłębnej analizy i spokojnej chłodnej głowy, nie ma sensu. Stąd decyzja o powierzeniu zespołu Marcinowi i Pawłowi - tłumaczy prezes Salski. Szef ŁKS twierdzi, że nie czuje się zawiedziony postawą trenera Mamrota. - Piłka nożna jest dość brutalna na boisku, ale także w gabinetach. Przez pięć lat na stanowisku prezesa zmierzyłem się z różnymi przeciwnościami i nie ma miejsca na sympatie, antypatie czy rozczarowania. To jeden z elementów piłki. Podjęliśmy konkretne decyzje, załatwiliśmy bardzo szybko i z korzyścią dla wszystkich stron - zauważa Salski. Celem był bezpośredni awans Jako spadkowicz z ekstraklasy ŁKS miał szybko wrócić do ekstraklasy. Runda jesienna była udana - łódzki zespół długo był nawet liderem, ale w końcówce doszło do obniżki formy. Zimą prezes Salski dokonał dość kosztownych transferów, by zespól wzmocnić. Pozyskano Duńczyka Mikkela Rygaarda, który miał być gwiazdą ligą, doświadczonego ligowca Adama Marciniaka (279 meczów w ekstraklasie) czy Ricardinho, który pokazał, że jest skuteczny dwa lata wcześniej w Wiśle Płock. Choć ŁKS ma przydomek "Rycerze Wiosny" to runda rewanżowa była słabsza niż jesienna. - Sytuacja w tabeli jest trudna, bo przygotowywaliśmy zespół, by o tej porze świętować bezpośredni awans. A nie jesteśmy jeszcze pewni występów w barażach i musimy jeszcze o to powalczyć. Ostatnie mecze pokazały też, że nawet jak do nich awansujemy, to nie będziemy faworytem. Mam nadzieję, że teraz wszyscy w ŁKS od piłkarzy, przez trenerów po moich współpracowników będą myśleli tylko o tym, że najważniejszy jest najbliższy mecz - dodaje prezes Salski. AK