Na pomeczowej konferencji trener Wisły Peter Hyballa nie przebierał w słowach, stwierdzając, że mecz jego drużyny "wyglądał jak w wykonaniu oldbojów". Trochę to było przesadzone porównanie, bo jednak wiślacy przebiegli w sumie 117 km w tym spotkaniu, ale rzeczywiście przyzwyczaili już kibiców, że za kadencji Niemca "wykręcają" znacznie lepsze biegowe statystyki. Rzadko dotąd bywało tak, że zespół rywali mógł się pochwalić dłuższym dystansem przebiegniętym podczas meczu. A tym razem to "Górale" zbliżyli się do pułapu 120 pokonanych km. W Wiśle tylko Stefan Savić i Georgij Żukow - spośród graczy podstawowej jedenastki - przebiegli w tym starciu taki dystans, do jakiego przyzwyczaili kibiców przez ostatnie miesiące. Jako jedyni w swoim zespole przekroczyli barierę 11 km. I to przekładało się na ich aktywność w budowaniu akcji. Choć i tak obu przebił pod tym względem Michał Rzuchowski z ekipy gospodarzy (12,38 km). Skrzydła bez formy Zastanawiać może relatywnie słabszy pod tym względem wynik Yawa Yeboaha. Jako skrzydłowy, teoretycznie powinien mieć dobre statystyki biegowe, tymczasem o blisko kilometr dłuższy dystans od niego pokonał Nikola Kuveljić, choć przebywał na boisku krócej od Yeboaha. Zaledwie sześć wykonanych sprintów - to też nie jest cyfra, która w wypadku Ghańczyka powala na kolana. Wiadomo, że na bazie samych statystyk trudno wyrokować, jaki występ zaliczył zawodnik. Ale w przypadku Yeboaha słabsze statystyki są tylko numerycznym potwierdzeniem rozczarowującej postawy na boisku. Yeboah zawodzi właściwie od początku rundy. Skrzydłowy, który miał wyrosnąć - zdaniem niektórych - nawet na gwiazdę Ekstraklasy, notuje niespodziewany regres formy. Podejmuje złe boiskowe decyzje, w meczu z Podbeskidziem zaliczył zaledwie 5 wygranych pojedynków, za to aż 8 strat. Wielu kibiców Wisły i ekspertów wypomina rozczarowujące statystyki Stefanowi Saviciowi. Tymczasem Yeboah ma z tym ostatnio jeszcze większy problem. Asysty Ghańczyk nie zanotował od... październikowego meczu ze Stalą Mielec. Czyli od pół roku. Trudno też powiedzieć, co stało się z formą Jeana Carlosa Silvy. Jeszcze niedawno, w meczu z Wisłą Płock, to Brazylijczyk był jedną z wyróżniających się postaci po stronie "Białej Gwiazdy". Tymczasem jego występ w Bielsku był tak dyskretny, że można go było nie dostrzec na placu gry. Strzałów - zero. Wygrane pojedynki - dwa. To prawie tak, jakby Brazylijczyk w ogóle na boisku się nie pojawił. Mawutor tylko do tyłu Cała Wisła w Bielsku przespała pierwszą połowę. Nie po raz pierwszy trener Hyballa dał do zrozumienia, że jest rozczarowany obrazem meczu za pomocą błyskawicznej zmiany dokonanej jeszcze przed przerwą. W miejsce Davida Mawutora już w 31. minucie na placu gry pojawił się Serb Nikola Kuveljić. Dzięki temu manewrowi rzeczywiście udało się Wiśle sprowokować więcej aktywności w ofensywie, bo przez pierwsze pół godziny goście nie istnieli w ataku. Tymczasem Kuveljić był nie tylko aktywny w rozegraniu, ale też sam oddał aż cztery strzały na bramkę Michała Peskovicia. I choć tylko jeden z nich był celny, to Serb stwarzał realne zagrożenie w polu karnym Podbeskidzia. Kuveljić był znacznie bardziej aktywny od Mawutora, częściej podejmował próby wygrania pojedynku z rywalem i częściej takie pojedynki wygrywał. Pytanie tylko, dlaczego Peter Hyballa po raz kolejny wolał efektownie ściągać notującego słabszy występ gracza, stosując popularną "wędkę", zamiast po prostu wyciągnąć wnioski już po poprzednim spotkaniu ze Stalą Mielec. Już wtedy bowiem Serb był znacznie bardziej przydatnym w ofensywie zawodnikiem od Mawutora, który koncentrował się tylko na rozbijaniu ataków rywali. Gdyby Kuveljić wybiegł w podstawowym składzie na spotkanie w Bielsku, Wisła pewnie nie prezentowałaby się w pierwszej połowie tak mizernie w rozegraniu. Inna sprawa, że Serb też popełnia błędy, wciąż notuje za dużo niebezpiecznych strat. W starciu z Podbeskidziem miał ich aż 9. Ghańczykowi jednak takie groźne straty też się przydarzały. Sam Hyballa ostro podsumował zresztą występ Mawutora na pomeczowej konferencji. - David zagrywał wyłącznie do tyłu lub do boku. I to z taktyką nie miało nic wspólnego - podkreślił. Jeżeli szkoleniowiec Wisły tak to widzi, to nie będzie zaskoczeniem, jeśli w kolejnym starciu przeciwko ekipie Rakowa Częstochowa w podstawowej jedenastce miejsce Mawutora zajmie właśnie 24-letni Serb. Tym bardziej, że jeżeli Wisła chce myśleć o korzystnym wyniku w konfrontacji z drużyną Marka Papszuna, to musi postawić na maksymalne taktyczne zdyscyplinowanie. Justyna Krupa