Przed meczem w Gliwicach drużynie z Małopolski wystarczał remis do utrzymania. Tymczasem już do przerwy przegrywała z Piastem 0-2, kiedy to do siatki trafili dobrze grający wczoraj pomocnicy gospodarzy Mateusz Mak oraz najlepszy na boisku Martin Bukata. - Nie tak to miało wyglądać. Mieliśmy zupełni inny plan na to spotkanie. Teraz trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, nie wytrzymaliśmy presji. Taka jest prawda. Pierwszą połowę przespaliśmy i odstawaliśmy pod każdym względem. W drugiej staraliśmy się narzucić swoje warunki, ale wiadomo, jak się gra, kiedy przegrywa się na wyjeździe dwoma bramkami. Przeważaliśmy, ale tych sytuacji stuprocentowych nie mieliśmy. No i tyle niestety. Takie jest życie, kiedy dwie drużyny biją się o utrzymanie... Nie jest łatwo to przełknąć, ale taka jest piłka - mówi załamany Grzelak, który do Niecieczy trafił zimą ze szkockiego Heart of Midlothian. Doświadczonego piłkarza pytamy czy newralgicznym punktem spotkania nie było przypadkiem szybkie opuszczenie boiska przez Bartosza Śpiączkę już w pierwszych minutach. Napastnik Termaliki doznał poważnego urazu głowy w pierwszej akcji spotkania i karetką został odwieziony do szpitala. - Absolutnie nie. Owszem, Bartek był ostatnio w bardzo dobrej dyspozycji, ale z całym szacunkiem dla niego, jeden zawodnik nie robi aż takiej różnicy. To nie miało wpływu. Wiadomo, na gorąco ciężko oceniać, ale uważam, że największy problem stanowiły nasze głowy - podkreśla. Grzelak dodaje też pytany o taktykę na to spotkanie. Zespołowi z Niecieczy wystarczał przecież w Gliwicach remis... - W rozmowach przed meczem, kiedy rozmawialiśmy, gramy przecież tyle lat, to wiadomo, jak to jest, kiedy gra się o remis. Jak mówię, mieliśmy na ten mecz zupełnie inny plan. Nie zrealizowaliśmy z tego żadnego założenia. My, jako zawodnicy, sami musimy się uderzyć teraz w piersi. Tak to jest - mówi bez ogródek zawodnik. Zobacz końcową tabelę grupy spadkowej Michał Zichlarz, Gliwice