To spotkanie, które będzie miało duży wpływ na to, kto i z którego miejsca przystąpi do barażów o awans do Ekstraklasy. Na razie w lepszej sytuacji jest Wisła Płock, która zajmuje trzecie miejsce i ma punkt więcej od piątej Wisły Kraków. Dzisiejszy mecz może jednak całkowicie wywrócić sytuację. Co więcej, oba zespoły nie są jeszcze pewne, czy na koniec sezonu zasadniczego znajdą się w pierwszej szóstce. - Stawka zespołów, które walczą o baraże i awans bezpośredni, jest dosyć duża. Drużyny z góry gubią bardzo mało punktów, ale mecze w tej lidze są bardzo zacięte i każdy wynik może się zdarzyć. Nawet jak spojrzymy na ostatnią kolejkę, to widzimy, że zespoły z dołu, z którymi ostatnio graliśmy, potrafią wyrywać punkty. Ta liga jest trudna i czasami nieprzewidywalna, ale to dobrze, bo dzięki temu jest ciekawsza - podkreśla trener Jop. Wisła ostatnio przerwała serię pięciu zwycięstw z rzędu, remisując w Niecieczy 2:2. Dzięki serii wygranych krakowianie na dobre jednak rozgościli się w strefie barażowej i na cztery kolejki przed końcem mają cztery punkty przewagi nad siódmym Górnikiem Łęczna. Z Wisłą Płock krakowianie zagrają jednak o pełną pulę, bo miejsce wyżej w tabeli daje możliwość rozgrywania meczów barażowych na swoim boisku. W piątkowy wieczór na stadionie Wisły dojdzie do sytuacji, która jest bardzo rzadko spotykana nie tylko w Polsce, ale w ogóle na europejskich boiskach. Mecz na drugim szczeblu rozgrywkowym obejrzy bowiem ok. 30 tys. widzów. - To fantastyczna sprawa grać przy prawie pełnym stadionie. Było tu kilka takich spotkań. To na pewno dodaje zawodnikom motywacji. Sprawia, że mogą pokazać możliwości. Gdy kibice nas wspierają, to piłkarzom jest trochę łatwiej. Liczymy na ich doping i bardzo się cieszymy, że już tak dużo jest sprzedanych biletów - zaznacza Jop.