Maciej Słomiński, INTERIA: Arka Gdynia była liderem półmetka i bardzo długo prowadziła w rozgrywkach I ligi. W meczu z Lechią Gdańsk, Żółto-Niebiescy mieli wszystkie karty na ręku, by ostatecznie wypuścić ogromną szansę i ulec 1-2. Pana GKS Katowice całą wiosnę goni awans do Ekstraklasy, od którego dzielą was już tylko 3 punkty. W takiej sytuacji to pańska drużyna musi być faworytem niedzielnego spotkania w Gdyni. Rafał Górak, trener GKS Katowice: - Nic bardziej mylnego. Jak wiadomo rozgrywki ligowe to 34 mecze, z każdym gra się po dwa razy - u siebie i na wyjeździe. Decyduje liczba punktów na mecie. Arka gra o swoje, my gramy o swoje, ja bym absolutnie nie nazywał nas faworytem tego spotkania. Można się domyślać w jakim stanie psychicznym po derbach Trójmiasta jest drużyna Arki Gdynia. Psychologia, nie tylko sportu, mówi jasno, że to goniący jest w lepszej sytuacji od gonionego. - Stan psychiczny drużyny Arki Gdynia jest poza moją sferą zainteresowań. Jako trener muszę się skoncentrować na swoim zespole i zrobię wszystko, żebyśmy byli jak najlepiej przygotowani na niedzielę. Przygotowujemy się normalnie jak do poprzednich zawodów. Musimy zachować chłodne głowy, dla nas to mecz ligowy nr 34 w tym sezonie. Teraz to pan trochę przesadził. Przeczytałem gdzieś w Internecie, że mecz w Gdyni to największe i najważniejsze spotkanie zbliżającego się weekendu. - Rzeczywiście tak się ten sezon ułożył, że na ostatniej prostej możemy tabelę wywrócić do góry nogami. Jestem już parę lat w zawodzie i wiem, że trzeba raczej nastroje chłodzić niż je podgrzewać. Mamy szansę, aby wygrać to spotkanie, jak każdy jeden mecz. Niech boisko zweryfikuje i tak do tego podchodzimy. Jedziemy grać swój mecz, wiadomo, że zwycięstwo daje nam awans bezpośredni. To są fakty i z nimi nie ma co polemizować. Co pan powie na to, że w Gdyni nie ma już biletów na to spotkanie? To dobrze dla was? - Spodziewałbym się, w każdym jednym miejscu, gdzie w Polsce taki mecz by się odbył, czy byłoby to w Gdyni, w Gdańsku, w Katowicach, Chorzowie czy obojętnie gdzie, wszędzie by zabrakło biletów. Ta stawka elektryzuje, także wcale się nie dziwię, że kibice w komplecie będą oglądać to spotkanie. Dla nas to dobrze, bardzo dobrze. Mecze gra się dla ludzi. Graliśmy przecież chwilę temu mecz z Wisłą Kraków u siebie i Bukowa pękała w szwach. To są piękne spotkania. Widziałem kilka meczów "Gieksy" na jesień, w których wasza gra dobrze wyglądała, ale wyniki nie do końca się zgadzały. Tymczasem staliście się "rycerzami wiosny" - zdobyliście aż 35 punktów, tylko Lechia Gdańsk ma w 2024 r. więcej. Jak pan to diagnozuje? Co nagle zapaliło, co zagrało? - Fakt, w zimie mieliśmy 10 punktów straty do drugiego miejsca i 7 punktów do miejsca barażowego. Ja cały czas drużynę podnosiłem mentalnie, mówiłem że wszystko jeszcze przed nami, że ta pierwsza runda była dobra. Gdy analizowaliśmy nasze mecze z jesieni, to naprawdę byliśmy dobrze ukierunkowani i nie graliśmy wcale diametralnie inaczej niż dziś. Byliśmy jak potrawa bez przypraw, brakowało bramek, które, jak wiadomo, są solą futbolu. Na wiosnę punktujemy rewelacyjnie, drużyna nabrała pewności siebie, jeszcze bardziej się skonsolidowała, uwierzyła w to co robimy. Arka Gdynia - GKS Katowice w niedzielę od godz. 14:50 w Polsacie Sport 3 Pan ani przez moment nie wątpił w słuszność obranej drogi? - Ja cały czas byłem bardzo mocno przekonany, że tych chłopaków stać na bardzo dużo. Fajnie, że teraz punkty idą w parze z bardzo dobrą grą, bo to jest najważniejsze. GKS Katowice nie był w Ekstraklasie od 2005 r. - Teraz mamy rok 2024, minęło długie 19 lat. Jestem już ósmy sezon w Katowicach, jestem bardzo dużą częścią tego okresu. Mógłbym o tym czasie opowiedzieć bardzo wiele, pan ten wywiad spisywałby aż do rozpoczęcia meczu w Gdyni, a tyle czasu nie mamy. Te osiem lat to jest materiał na coś bardzo dużego. Na książkę z happy endem? - I na fajną książkę i na fajny film. Bardzo dużo złości kibiców dotykało bezpośrednio mnie. Jednak powiem szczerze, że ja często im się wcale nie dziwiłem, bo jestem ze Śląska, jestem stąd. Wiele drużyn z regionu w tym czasie przeleciało przez tą Ekstraklasę przeleciało. Nie mówię o tych oczywistych jak Górnik Zabrze i Ruch Chorzów. Były Podbeskidzie Bielsko-Biała, Zagłębie Sosnowiec, Odra Wodzisław i Polonia Bytom. Piast Gliwice został nawet mistrzem Polski. Wcale się nie dziwię, że była frustracja i ciągłe pytanie: "Dlaczego nie my? Kiedy wreszcie my?". I co pan im odpowiadał? - Że wierzę w proces. Ale częściej milczałem robiąc po prostu swoje. Wiedziałem, że w procesie jest siła, że tylko tak może się udać.. Nie mogliśmy zejść z obranej drogi, gdy każdemu się zaraz wydaje, że zmiana przyniesie coś dobrego. Wydaje mi się, że wiele z właścicielem i z prezesami unieśliśmy, aby znaleźć się w tym momencie co dziś. Byłem i jestem przekonany, że proces, metodyczna i mrówcza praca przynoszą efekty na dłuższą metę. Teraz kończę piąty kolejny sezon pracy. Swoje przeszedłem, swoje widziałem. Gdy wróciłem w 2019 r., GKS był wtedy na trzecim poziomie ligowym. Na pewno ma pan satysfakcję trenerską. Gdy drużyna wygrywa, to trener się cieszy. O to chodzi w tej robocie. A czy ma pan po ludzku satysfakcję, że wyszło że to pan miał rację? Przecież kibice dość mocno jechali po panu nie przebierając w słowach. - Nie jestem absolutnie tego typu człowiekiem, że teraz kogoś zaczepię i powiem - "A widzisz, wyszło na moje!". Przeciwko kibicom absolutnie nic nie mam. Wiem, że chcą dobrze, to zresztą tak jak ja. Nie ma we mnie żadnej zadry wobec naszych fanów. Choć nieraz bolało bardzo. Największą satysfakcję mam z innego powodu. Że nie zrezygnowałem, że się nie poddałem, że nie wywiesiłem białej flagi. Miałem za sobą zawsze bardzo mocno zespół, w szatni i gabinetach bo i tam o mnie rozmawiali. To było zawsze bardzo ważne. Wracałem po pracy do domu, gdzie czekało dwóch synów, jestem odpowiedzialny za ich wychowanie. I powiem szczerze: w pewnym momencie widziałem, że oni bardzo cierpieli, że bardzo im było ciężko. Dzisiaj jak z nimi rozmawiam, to mówią, że jestem niesamowicie silny. Takie słowa ze strony jednego czy drugiego syna są ważniejsze niż wszystkie pieniądze na świecie. I to jest dla mnie ogromna satysfakcja, bo wiem, że oni są ze mnie dumni. Nie prowadziłem żadnych badań, ale wydaje mi się, że po pandemii, kluby ligowe zaczęły oglądać każdą złotówkę pod światło przez co karuzela trenerska trochę zwolniła. Ale to tylko na chwilę, taki Radomiak Radom zwalnia trenera na jedną kolejkę przed końcem rozgrywek. Tymczasem panu 3 czerwca minie 5 lat na stanowisku trenera "Gieksy". Gratuluję już teraz. - Jestem trenerem w zasadzie od 32 roku życia, pracowałem w Radzionkowie, BKS-ie Bielsko - Biała, w Elanie Toruń i w Katowicach. Zawsze mi się wydawało, że moja metodyczność jest doceniana. Ja nie jestem trenerem, który co okno transferowe wzywa właścicieli, aby robili transfery za nie wiadomo jakie pieniądze i się obraża, kiedy ich nie ma. Ja po prostu wiem, jakim dysponuję budżetem, wiem, jakimi dysponuję zawodnikami i staram się ich prowadzić bardzo metodycznie. Wiem, że niekiedy kibice mnie nie rozumieją, ale oni nie wiedzą jakim dysponuję budżetem. Może jestem dziwny, ale ja się nigdy publicznie nie skarżę, bo uważam, że jeżeli z właścicielem robimy jakiś deal i pracujemy razem, to nie o to chodzi, żeby teraz jeden na drugiego pokazywał, że to nie ja, a on. Jesteśmy dorosłymi mężczyznami, trzeba wytrzymać ciśnienie kiedy jest ciężko, kiedy są pewnego rodzaju kryzysy. Być może trzeba nawet dokonywać jakichś drobnych modyfikacji, ale trzeba wierzyć w metodykę i trzeba wierzyć w proces. My naprawdę nie mamy najwyższego budżetu w pierwszej lidze, mamy go na średnim poziomie, ale ja nigdy nie będę narzekał. Ważne jest czy ja spełniam oczekiwania właściciela w stosunku do tego, co żeśmy ustalali. Jeżeli spełniam, to znaczy że wykonuję zadanie i mogę mieć głowę podniesioną do góry. I żaden hejt mnie nie złamie. Co się stanie, co się stanie, jak nie wygracie w Gdyni? Często jest tak, że ta drużyna trzecia w tabeli, ta która ociera się o bezpośredni awans, potem zalicza dołek mentalny, że musi się jednak bić w barażach. - Bezapelacyjnie jestem zwolennikiem tego, co powiedział Diego Simeone, że on przygotowuje zespół od meczu do meczu, "partido a partido". Przygotowywałem się przed chwilą do pierwszego meczu ligowego rundy rewanżowej i wiedziałem, że to jest bardzo ważny, bo graliśmy z Miedzią Legnica, która była przed nami w tabeli. Wygraliśmy go i po tym meczu przygotowywałem się do następnego i potem do następnego itd. Nie mogę się teraz absolutnie wyłamywać i podlegać jakimś innym emocjom, bo wiem, że moja drużyna mi ufa tak jak ja jej, więc i ja jej powiedziałem, że dla mnie najważniejszy jest ten mecz, który jest przed nami. Teraz przed nami mecz z Arką Gdynia i wiem, że to może być ostatni mecz tego sezonu. A jeśli nie będzie ostatni niech on będzie dla nas jak najlepszym przygotowaniem do kolejnych zawodów. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA