Na hit czwartej kolejki Betclic 1. Ligi kibice musieli czekać aż do poniedziałku. W Krakowie spotkały się dwa zespoły, które w przyszłym roku o tej samej porze chcą zapewne zbierać punkty do tabeli w PKO BP Ekstraklasie. Pomimo niezbyt korzystnej pory, "dowiozła" atmosfera na trybunach. Sympatycy obu zespołów żyją ze sobą w zgodzie, dzięki czemu na stadionie przy ulicy Reymonta głośno było od pierwszej do ostatniej minuty. Brakowało wyzwisk, a to w kraju nad Wisłą na meczach piłkarskich nie jest częstym zjawiskiem. Piłkarzom nie pozostało nic innego, jak rozegrać miłe dla oka spotkanie. Coś do udowodnienia po ostatniej ligowej potyczce mieli zwłaszcza gospodarze. Porażkę zdobywców Pucharu Polski w Pruszkowie trzeba określić jako wstydliwą. "Popis" na terenie rywala dał Tamas Kiss. Węgier na przestrzeni zaledwie kilku minut zebrał dwie żółte kartki. Drugą otrzymał za dotknięcie piłki ręką. Po tym gdy arbiter wyrzucił go z boiska, gra "Białej Gwiazdy" całkowicie się posypała i ze stanu 1:0 zrobiło się 1:2. W pierwszej połowie poziom meczu wzrastał wraz z każdą kolejną minutą. Pod jej koniec zdecydowanie nie warto było mrugać. Najpierw o krok od wyjścia na prowadzenie byli przyjezdni za sprawą strzału Szymona Szymańskiego. Na odpowiedź Wisły długo nie czekaliśmy. Obramowanie bramki obił Olivier Sukiennicki. Kilkadziesiąt sekund później kibice w czerwonych koszulkach wybuchli radością, ponieważ Jakuba Szymańskiego pokonał Angel Rodado. Hiszpan nie posiadał się z radości. Cieszynką poinformował, że spodziewa się potomka. Działo się w drugiej połowie. Czerwona kartka i kontrowersyjny rzut karny Niecałe pięć minut po wznowieniu pojedynku wydawało się, że Ruch na własne życzenie wypisał się z walki o trzy "oczka". Brutalnym wślizgiem Oliviera Sukiennickiego zaatakował Filip Starzyński. Pomocnikowi początkowo się upiekło, bo na jego konto powędrowała żółta kartka. Sędzia po jakimś czasie podszedł jednak do monitora i zasłużenie odesłał gracza gości do szatni. Smutek w sektorze przyjezdnych nie potrwał długo. Już w 57 minucie doszło do zaskakującego wyrównania. Szymon Szymański przycelował z ponad trzydziestu metrów i nie dał Antonowi Czikczanowi absolutnie żadnych szans. Chorzowianie odzyskali nadzieję na sprawienie cudu, bo tak trzeba byłoby nazwać zdobycie choćby jednego punktu przy długiej grze w osłabieniu. Na nieco ponad kwadrans przed końcem potyczki zrobiło się kontrowersyjnie. Sędzia przyznał miejscowym rzut karny za dyskusyjny faul na Marcu Carbo, ale po chwili znów w poniedziałkowy wieczór pojawił się przy ekranie. Tym razem oglądanie powtórek zajęło mu więcej czasu niż wcześniej. Decyzji jednak nie zmienił. Szansę na dublet otrzymał Angel Rodado. Hiszpan wykorzystał ją perfekcyjnie. Tuż przed ostatnim gwizdkiem wynik na 3:1 ustalił Olivier Sukiennicki. Niestety swoje trzy grosze w drugiej połowie dorzucili też kibice. Racowisko spowodowało dwukrotne przerwanie starcia. Obie pauzy nie trwały długo i piłkarze po chwili wytchnienia wracali do rywalizacji.