Maciej Słomiński, Interia: Za pana czasów, w latach 70. XX wieku, Wisła grała składem zawodników pochodzących z Krakowa i okolic. Z czego to wynikało? Marek Kusto, trzykrotny uczestnik mistrzostw świata, trener m.in. Wisły Kraków i Arki Gdynia: - Jestem wychowankiem Wawelu Kraków, do Wisły trafiłem w 1971 roku. "Biała Gwiazda" na swoim podwórku dysponowała czymś, co dziś byśmy nazwali siecią skautingu. Trenerzy mieli świetne rozeznanie, szczególnie Adam Grabka był człowiekiem obdarzonym niezwykłym zmysłem dostrzegania talentów piłkarskich. Ówcześni szkoleniowcy umieli uczyć gry w piłkę i zachęcić do gry w Wiśle. Lokalnym składem "Biała Gwiazda" zdobyłam - pod kierownictwem Oresta Lenczyka - tytuł mistrza Polski w 1978 roku, gdy pana pod Wawelem zabrakło. - Chłopaki mówili, że ich wzmocniłem swym odejściem do Legii Warszawa. Poszedł pan do Legii do wojska, czy jak się to przejście do stolicy odbyło? - Legia złożyła ofertę i zmieniłem barwy klubowe, chociaż na brak ofert nie narzekałem. W barwach CWKS też pan nie wygrał mistrzostwa. - Dwa razy za to zdobyłem Puchar Polski, w 1980 i 1981 roku. Liga była bardzo mocna, grali w niej znakomici zawodnicy, nie było łatwo dostąpić zaszczytów. Był pan na trzech mistrzostwach świata, ale wystąpił tylko na ostatniej z tych imprez - na turnieju w Hiszpanii w 1982 roku trzy razy wszedł pan na boisko z ławki. Jest niedosyt? - Nic z tych rzeczy. Cieszę się, że zmieściłem się w kadrze 22 piłkarzy, w czasach gdy nasza reprezentacja liczyła się w walce o podium i występowali w niej świetni zawodnicy.