Michał Białoński, Interia: Jak się podoba w Polsce panu i żonie? Kraków jest piękny, ale to jednak nie Praga, w której pan ostatnio grał i mieszkał? Matej Hanousek, obrońca Wisły Kraków: Gdy zaczęły się pojawiać spekulacje na temat mojego przejścia do Wisły, to mówili mi, że Kraków to taka mała Praga. I teraz, po tych kilku tygodniach spędzonych w Polsce mogę powiedzieć, że te opinie się potwierdziły. Te miasta są do siebie podobne. Wczoraj przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania, bo dotychczas mieszkaliśmy w hotelu, co nie było dla nas najlepsze w związku z tym, że mamy rocznego syna. Teraz, po przeprowadzce zaczynam poznawać Kraków. Po znalezieniu mieszkania będzie wreszcie czas na zwiedzanie. Ale nawet to, co do tej pory zobaczyłem mogę porównać do Pragi. Ośrodek treningowy macie 30 kilometrów od Krakowa, w Myślenicach. Dojazdy nie są uciążliwe? - Oczywiście nie jest to idealne, byłoby lepiej, gdybyśmy mogli trenować bliżej, ale nic się z tym nie da zrobić i nie ma co narzekać, bo liczy się komfort pracy. Trzeba sobie z tym radzić. Zastanawialiśmy się z żoną nad wynajęciem mieszkania bliżej Myślenic, ale koniec końców postanowiliśmy zostać w Krakowie i poznawać miasto, mieć wszędzie blisko. Dojazd na trening zajmuje pół godziny. Nie róbmy z tego problemu. Na razie nie mam po drodze żadnych korków. One się mogą pojawić po zakończeniu wakacji, zobaczymy jak to będzie. Da się to przeżyć. Co pan sądzi o PKO BP Ekstraklasie po dwóch meczach, jakie rozegraliście z Zagłębiem Lubin i Bruk-Bet Termalicą Nieciecza? Która liga, polska czy czeska jest silniejsza? - Po tych dwóch meczach wydaje mi się, że polska liga jest bardziej intensywna, jeśli chodzi o tempo. Liga czeska ma większą jakość przede wszystkim taktyczną, ale intensywność to domena polskiej. Co mnie najbardziej zaskoczyło, to wyrównany poziom w Ekstraklasie. Spójrzmy na wyniki - beniaminek Radomiak potrafi pokonać Legię Warszawa, która chce obronić tytuł mistrzowski. Widać, że każdy wynik w Ekstraklasie jest możliwy. Wysoka intensywność i całkowita nieprzewidywalność wyników - to dla mnie definicja polskiej ligi. W środę o godz. 18 gracie mecz towarzyski z SSC Napoli, z okazji 115-lecia Wisły. W październiku minionego roku ze Spartą rywalizował pan z Milanem, w ramach Ligi Europy, więc pewnie wie pan, czego można się spodziewać po Napoli? - Wiele zależy od tego, w jakim składzie przyjedzie Napoli. Jeśli przyjadą wszystkie gwiazdy, na co się zanosi, to będziemy mieli okazje pokazania się na tle bardzo mocnego rywala. Dla mnie to będzie wielki mecz bez względu na to, w jakim składzie wyjdzie Napoli. Dla naszych kibiców również to będzie wielkie święto, nie tylko uwagi na klasę rywala, ale też na jubileusz. Spodziewam się nawet 20 tys. ludzi. Co do możliwości rywala, to ciężko je odgadnąć. Gdy ze Spartą graliśmy na San Siro przeciw AC Milan, to mecz był jednostronny i przegraliśmy 0-3 i właściwie nie mieliśmy żadnych szans na wywiezienie choćby punktu. Natomiast w Pradze mecz z Milanem był wyrównany. Tak jak powiedziałem, że w polskiej lidze wszystko może się zdarzyć, tak samo nas stać na dobry mecz z rywalem, który teoretycznie jest poza naszym zasięgiem. Naszym wielkim atutem będzie to, że gramy u siebie, przy dopingu tysięcy kibiców. Również dzięki nim ten mecz może być wyrównany. Jak się panu współpracuje z trenerem Gulą, który w Czechach pracował z powodzeniem i jest wyznawcą ofensywnego stylu gry? - Po przyjściu do Wisły powiedziałem, że jednym z czynników, dla których zmieniłem klub była właśnie osoba trenera Adriana Guli. Podczas rozmów przed podpisaniem kontraktu zrobił na mnie wielkie wrażenie. Teraz w codziennej pracy potwierdza się, że trenera wizja futbolu pokrywa się z moją i to ułatwia mi grę. Pod tym względem jest idealnie. Pana tata był piłkarzem ręcznym. Nie myślał pan pójść w jego ślady? - Z powodu taty przed przyjazdem do Krakowa od razu sprawdziłem na mapie jak daleko leżą Kielce. Przekonałem się, że na szczęcie leżą dość blisko. Drużyna z Kielc tradycyjnie grać będzie w Lidze Mistrzów i jeśli mi się uda znaleźć wolny termin, a także kupić bilety, to z chęcią wybiorę tatę się do Kielc. Już wiem, że Liga Mistrzów szczypiornistów jest rozlosowana, a kielczanie mają w grupie Barcelonę i PSG. Moim marzeniem jest wybrać się do Kielc na któryś z tych meczów i obejrzeć na żywo Mikkela Hansena z PSG. Mam nadzieję, że wymogi covidowe pozwolą mi na udział w meczu. A sam pan nie chciał być piłkarzem ręcznym? - Jako dziecko oczywiście marzyłem, by pójść w ślady taty, być jak on i uprawiać piłkę ręczną. Tata jednak mi tego zabronił. Dlaczego? - Z prostego powodu - to twardy i kontuzjogenny sport. Mój tata sam miał kontuzję kolana, która przerwała jego karierę. Dlatego wybrałem karierę piłkarza i jest z tego zadowolony. Za który zespół w Czechach pan teraz trzyma kciuki? - Staram się oglądać piłkę, by sprawdzić, jak radzą sobie znajomi. Głównie interesuję się Spartą, która dziś wieczorem gra mecz eliminacji Ligi Mistrzów z Monaco. Czeka ją ciężka przeprawa, ale w piłce nic nie jest niemożliwe. Rzecz jasna trzymam też kciuki za Jablonec, w którym spędziłem wspaniałe trzy lata i jest tam wielu zawodników, z którymi grałem. Za te dwa zespoły trzymam kciuki, bo tam gra wielu moich przyjaciół. Jak pan ocenia występ Czechów na Euro 2020? Z jednej strony wyrzuciliście za burtę Holandię, ale później jednak w walce o półfinał Dania okazała się za mocna. - Faktem, że wyeliminowaliśmy Holandię nie byłem zaskoczony. Wiedziałem, że nasza drużyna ma wielką moc. Cieszę się, że udało się osiągnąć ćwierćfinał. Przed turniejem eksperci twierdzili, że nasz futbol to już nie to, co dawniej i nie mamy już takich zawodników. Mało kto wierzył w większy sukces. Tym bardziej cieszę się z tego, że chłopaki, spośród których wielu gra w czeskiej lidze udowodnili, że mogą rywalizować z powodzeniem z najlepszymi na świecie i wyeliminować Holandię całkiem zasłużenie. Studio Ekstraklasa na żywo w każdy poniedziałek o 20:00 - Sprawdź! Co pan powie o Wiśle? Po dwóch kolejkach jesteście liderem. To spore zaskoczenie wobec faktu, że ubiegły sezon zespół ukończył na 13. miejscu. Mało kto będzie pamiętał, że remis w Niecieczy był dość szczęśliwy, bramka wyrównująca padła w ostatniej minucie. - Co do tego trzynastego miejsca z ubiegłego sezonu, to nie wiem, czy to jest miarodajne. Pamiętajmy, że z powodu koronawirusa rywalizacja toczyła się przy pustych trybunach, co akurat dla Wisły jest największą stratą, bo ona ma najlepszych fanów. Teraz przyszedł nowy trener i pięciu nowych zawodników, więc zespół jest całkowicie przebudowany. Dlatego sądzę, że ten sezon będzie znacznie lepszy. Oczywiście, to co powiedziałem - polska liga jest nieprzewidywalna, każdy mecz to inna historia. W pierwszym meczu Zagłębie Lubin zmarnowało rzut karny, a później wygraliśmy 3-0. Za tydzień, w meczu z beniaminkiem, z nadzwyczajnymi interwencjami naszego bramkarza udało się tylko szczęśliwie zremisować. Jeśli chodzi o naszą grę, nie osiągnęliśmy jeszcze wymarzonego poziomu, ale postęp jest zauważalny. Mam przeczucie, że czas pracuje na naszą korzyść i będzie w stanie walczyć o najwyższe cele. Znał pan przed przyjazdem do Polski osobiście innych przedstawicieli czeskiej ligi w Wiśle - Czechów Klimenta i Frydrycha, a także Słowaka Szkvarkę? - Klimenta znałem, gdyż wspólnie graliśmy w reprezentacji do lat 21. Z Michalem Frydrychem poznaliśmy się na boisku. Michala Szkvarki nie znałem, ale sporo się o nim dowiedziałem od najlepszego przyjaciela w Sparcie Davida Hancki, który grał razem z nim Żylinie. Powiedział mi, że to znakomity pomocnik, co się potwierdziło. W ten sposób tuż po przyjściu do Wisły od razu w szatni miałem trzech przyjaciół. Teraz, po tych kilku tygodniach mam ich znacznie więcej. W ten sposób bijecie rekordy w historii Wisły pod względem liczby Czechów w pierwszym składzie. Regularnie gra was trzech w niej! - To prawda, że na boisku równie często słychać czeski, jak polski. Na szczęście obydwa języki są podobne i bez problemu się porozumiewamy. Polska i Czechy są nie tylko językowo, ale i kulturowe blisko. Wspólnie ze Słowakami i kolegami z innych krajów stworzymy mocny zespół. Transmisję z meczu Wisła - Napoli w środę o godz. 18 przeprowadzi Polsat Sport. Studio od godz. 17:30. Rozmawiał: Michał Białoński