33-letni obrońca grał też w angielskim Queens Park Rangers i rosyjskim Torpedo Moskwa. - Spędziłem w Stambule niemal pięć lat i czułem się tu z rodziną najlepiej. Do pewnych rzeczy trzeba było się przyzwyczaić, bo to przecież inna kultura, religia, ale bardzo miło wspominamy ten czas i jak tylko czas pozwala odwiedzamy tu znajomych - dodał zawodnik. Przyznał, że dużym atutem gry i życia w Turcji jest jej klimat. - To fajna sprawa, kiedy od rana świeci słoneczko. Pogoda ducha od razu jest inna niż na przykład w Rosji, gdzie zimą jest naprawdę zimno. Córka miała nieco ponad rok, kiedy przyjechaliśmy do Stambułu, spędziła tu praktycznie dzieciństwo i czasem może tęskni. Turcy są bardzo rodzinni, otwarci, a dzieci bardzo rozpieszczają - zauważył. Podkreślił, że w klubie miał najpierw do pomocy polską tłumaczkę, potem wraz z żoną przez rok nauczycielkę tureckiego. - Jeżeli chodzi o kwestie finansowe, wszystko było regulowane od razu. Jeśli pojawiła się jakaś zaległość - była w całości wyrównywana. Kluby w swoich bazach mają tu po kilka boisk, pokoje dla zawodników, restaurację, siłownię. Jest to wszystko naprawdę bardzo profesjonalnie zorganizowane - zaznaczył obrońca chorzowian, który wraz kolegami przygotowuje się na "starych śmieciach" do wiosennych meczów ekstraklasy. Jego znajomość języka i zwyczajów przydała się w sklepach. - Kilku kolegów świetnie radziło sobie w handlowych negocjacjach, ale dorzuciłem swoje "pięć groszy". Udało się zbić cenę torebki o 50 proc. - zakończył Marcin Kuś.