Terminarz, wyniki, tabela i klasyfikacja strzelców PKO Ekstraklasy!Jeszcze nikomu nie śniło się, że zostanie gwiazdą Wisły, gdy zagrał swój pierwszy mecz ekstraklasowy w Krakowie. 18 marca 1995 r. z Wartą Poznań przyjechał na starcie z Hutnikiem Kraków i wywiózł remis 2-2. W ekipie z Suchych Stawów zmierzył się z późniejszym asystentem Henryka Kasperczaka Jerzym Kowalikiem, w Warcie na bramce miał Arkadiusza Onyszkę, a w obronie Czesława Jakołcewicza. 2 października 1999 r. zadebiutował w barwach "Białej Gwiazdy", w wygranym 1-0 spotkaniu z ŁKS-em. Przez pierwsze dwie rundy szło mu ciężko i długo musiał pukać do serc kibiców, którzy nie mogli mu wybaczyć, że na pożegnanie z Lechem Poznań strzelił dwie bramki wiślakom (ostatecznie "Kolejorz" wygrał 4-1), a do fanów Lecha zaapelował na specjalnie wydanej pocztówce "Nie zapominajcie o Żurawiu. Chłopaku, który serce zostawił w Poznaniu". Później jednak wyrósł na jednego z najlepszych napastników w historii Wisły, nie bez kozery zyskując pseudonim "Żuraw Władca Muraw". W rozmowie z Interią opowiada, gdzie jego serce leży teraz. Michał Białoński: Hitem ósmej kolejki PKO BP Ekstraklasy będzie starcie liderującego Lecha z czwartą Wisłą, która nadspodziewanie dobrze zaczęła sezon. Oczywiście "Kolejorz" jest faworytem, ma najszerszą kadrę w Polsce, ale Wisła sprawiła już jedną sporą niespodziankę, pokonując Legię. Sęk w tym, że to było u siebie, a stadion Lecha, którego kibice zakończyli protest i stworzą gorącą atmosferę, to zupełnie inna bajka. Maciej Żurawski, były napastnik Lecha i Wisły: Teoretycznie jest faworytem, faktycznie, również z uwagi na fakt, że gra u siebie. Z tymi faworytami jednak różnie bywa w naszej Ekstraklasie. Wydarzenia boiskowe nie zawsze potwierdzają ich przewagę. Lech faktycznie świetnie zaczął sezon. Widać, że jego kadra jest naprawdę szeroka. Zawodnicy, którzy w zeszłym sezonie byli pewniakami do składu wyjściowego, w tym muszą zadowolić się miejscem na ławce. Tak bywa z Danim Ramirezem i Pedro Tibą, ale też Artur Sobiech w większości klubów Ekstraklasy miałby pewne granie. - To potwierdza, że w Lechu wyrównany poziom prezentuje nie tylko wyjściowa "jedenastka", ale 15-16 zawodników. To bardzo ważne dla drużyny, która chce walczyć o wysokie cele. A Wisła? - Jest drużyną trochę nieobliczalną. Potrafi zagrać świetnie i dobrze prezentuje się zarówno w ofensywie, jak i defensywie, ale zdarza się słabszy mecz. Zwłaszcza tym zawodnikom, którzy powinni ciągnąć drużynę czasem brakuje stabilizacji formy. Znasz Macieja Skorżę, pracowałeś z nim również w reprezentacji Polski. Na czym polega tajemnica jego warsztatu? - Trenerowi Skorży nie zawsze szło tak dobrze. Jego siłą jest doświadczenie, jakie zebrał na różnych polach, czy to w polskich klubach, czy w roli asystenta selekcjonera drużyny narodowej, czy w pracy poza granicami Polski. To ma znaczenie, trener ma inne spojrzenie na futbol, wyciąga wnioski. To procentuje w jego pracy w poznańskim Lechu. Zadanie ułatwia mu szeroka kadra. Ma w niej 16 wyrównanych zawodników, dzięki czemu wprowadzane podczas meczu zmiany nie mają wpływu na siłę i poziom gry drużyny. Poza Puchaczem przed sezonem "Kolejorz" nie stracił nikogo istotnego. To również ma znaczenie. Lech zaczął sezon nie do końca udanie, od remisu u siebie z Radomiakiem, ale później już ruszył z kopyta. Lech od wielu lat pokazuje całej Polsce, jak powinno się prowadzić akademię piłkarską. Zarabia dzięki niej spore pieniądze i doprowadził do tego, że połowa składu wyjściowego reprezentacji Polski w meczu z Anglią to byli jego wychowankowie, plus Robert Lewandowski, który przed wypłynięciem na podbój Bundesligi rozwijał skrzydła w "Kolejorzu". W blokach startowych do wyjazdu na Zachód czeka już Jakub Kamiński. - W ostatnim czasie mamy wysyp akademii piłkarskich. Większość drużyn w Ekstraklasie chciałoby iść śladem Lecha, ale w Poznaniu szkolenie w akademii faktycznie wygląda najlepiej. Wychowankowie Lecha byli i są sprzedawani za pokaźne sumy. Brzydko można powiedzieć, że interes się kręci, ale na tym polega futbol w krajach takich jak Polska, których nie stać na sprowadzanie największych gwiazd z zagranicy. Wychowankowie przebijają się do pierwszych zespołów, dojrzewają w Ekstraklasie, a później są sprzedawani do silniejszych z lig z korzyścią dla klubu i piłkarza. A gdy jeszcze mogą się otrzeć o reprezentację, to jest jeszcze dodatkowa korzyść. Z Lecha wyjechało już wielu wychowanków, a w kolejce czekają następni. Zwróćmy uwagę na fakt, że w Lechu dobrą robotę wykonują nie tylko wychowankowie, ale też obcokrajowcy. Przy ich transferach zawsze występuje ryzyko, że część nie wypali. Widać jednak, że te ruchy transferowe są zawsze skrupulatnie przygotowywane. Zdarza się, że metodą prób i błędów, ale w końcu udaje się znaleźć perełki. Wisła ma ten sam budżet, jakim operowała za czasów trenera Petera Hyballi, ale teraz zbudowała mocniejszy i szerszy skład. Na dodatek lepiej prezentują się piłkarze, którzy byli w szatni za kadencji Niemca. Najlepszym przykładem jest Yaw Yeboah. Do tego transfery z czeskiej ligi, jak Frydrych i Hanousek, który imponuje nie tylko szybkością, powodują, że Wisła jest wreszcie w czołówce tabeli. Wszystko sprawnie prowadzi trener Adrian Gula. Jak ci się podoba gra wiślaków? - Na pewno Wisła ma kilka mocnych punktów. Zaliczają się do nich zarówno Frydrych, Hanousek, jak i środkowy pomocnik Aschraf El Mahdioui. On bardzo dużo wnosi do gry, jeśli chodzi o jej kreowanie. Największy problem Wisły to założenia defensywne w drugiej linii. Brakuje w tamtej strefie odbiorów piłki, szwankuje współpraca z obrońcami. Najwięcej do poprawy jest właśnie w tym aspekcie - załatania wymaga dziura między linią pomocy a obroną. Natomiast jeśli chodzi o samą grę do przodu, to El Mahdioui bardzo dobrze się wkomponował. Przede wszystkim bardzo dużo widzi. Siłą Wisły jest oczywiście też Yaw Yeboah. Niedawno powiedziałem, że skrzydłowy z Ghany jest już gotowy na przejęcie roli lidera drużyny, jednak zdarzają mu się przestoje i po bardzo dobrym występie następuje mecz, w którym Yeboah jest mniej produktywny. To musi poprawić, bo stać go na to, aby prowadził grę Wisły w ofensywie. Uważam też, że trener powinien zwolnić go z zadań defensywnych. Szkoda tracić Yeboaha na pościgi pod swoją bramkę za zawodnikami, w celu odbioru piłki. Jeśli będzie mógł się skoncentrować na ofensywie, to zespół na tym tylko zyska. Czy Yeboah przypomina ci Kalu Uche? - Oczywiście, że tak. Ma tę samą swobodę dryblingu, dzięki czemu w pojedynkę potrafi stworzyć zagrożenie. To jest bardzo ważna cecha. Gdy nie układa się gra całego zespołu, zawodnicy tacy jak Yeboah potrafią wziąć sprawy w swoje ręce. Szarpnąć, strzelić, czy wypracować bramkę i wszystko odmienić, dodać drużynie pewności siebie. A co powiesz o napastnikach, twoich następcach? Ostatnio rywalizację wygrywa Felicio Brown Forbes, przez co Jan Kliment grywa na skrzydle. - Dobrze się stało, że ostatecznie Forbes został w Wiśle. Jeśli chodzi o komunikację z partnerami, sam sposób gr, on prezentuje się dużo lepiej od Klimenta. Klimentowi brakuje trochę szybkości, podejmuje złe wybory i w grze tyłem do bramki, z przeciwnikiem na plecach średnio sobie radzi. Na dzisiaj Forbes jest lepszym rozwiązaniem. Brakuje zespołowi kapitana Kuby Błaszczykowskiego, który zerwał więzadła krzyżowe. Kuba jest niezłomny, w życiu pokonał wiele przeciwności losu. Sądzisz, że uda mu się wyjść cało i tym razem, by wrócić do gry? - To zależy od samego Kuby, jego podejścia, charakteru. On już faktycznie nieraz się wykaraskał z takich kłopotów, ale im zawodnik starszy, to regeneracja po kontuzjach jest trudniejsza. Ale Kuba nie mówi "pas", chce kontynuować karierę i dąży do powrotu na boisko i bardzo dobrze! Trzymam za niego kciuki. Gdy żegnałeś się z Lechem na piśmie zapewniałeś jego kibiców, że serce zostawiasz w Poznaniu. Później przeniosłeś je do Krakowa, zdobywając dla Wisły pięć mistrzostw Polski i dwa tytuły króla strzelców. Gdzie teraz jest twoje serce? W Krakowie, czy Poznaniu? - Proszę cię, ile minęło od tamtego czasu? 25 lat? Aż tyle nie, ale 22 lata wkrótce miną. - Czyli prawie całe pokolenie. Każdy z piłkarzy chce się godnie pożegnać z klubem, z którego odchodzi. Nie inaczej było ze mną, dlatego zafundowałem kibicom Lecha taką pamiątkę. To bardzo ważne. Ja nie grałem w wielu polskich klubach. Liczy się ten, z którego wyszedłem, czyli Warta Poznań. Później był Lech, w którym dorastałem i dojrzewałem piłkarsko. Klub, który zbudował mnie w Ekstraklasie. Potem nastąpił okres gry w Wiśle, gdzie święciłem największe triumfy. I to są moje trzy kluby, z którymi wiążą się moje losy i które jak najbardziej szanuję. Nie mówię tu o klubach zagranicznych, tylko o polskim podwórku. Tak się składa, że wszystkie te kluby radzą sobie całkiem nieźle w PKO Ekstraklasie. - Bardzo się z tego cieszę, że mogę je widzieć w najwyższej klasie rozgrywkowej i śledzić mecze między tymi drużynami. Rozmawiał Michał Białoński, Interia