Michał Przybycień, Interia: W Polsce, szczególnie w kontekście reprezentacji, mówi się, że polscy piłkarze nie odnajdują się w grze z trzema obrońcami. Tymczasem w PKO Ekstraklasie ten system robi się coraz bardziej popularny. Maciej Żurawski: - Nie można szufladkować, że w Polsce nie potrafimy grać systemem z trójką obrońców. Na ten moment raczej go szlifujemy, bo jest dla nas może trochę nowy. Jest to coś, co wcześniej u nas nie funkcjonowało. Najważniejszą kwestią jest znalezienie odpowiednich zawodników do gry w takim systemie. Jacy to powinni być zawodnicy? - Środkowi obrońcy są ważni, ale najważniejsi są wahadłowi. Muszą to być zawodnicy, którzy będą mieli równowagę w kontekście działań ofensywnych i defensywnych. Nie może to być przewaga w jednym kierunku. - W ofensywie muszą się zachowywać jak typowi skrzydłowi, ale przy tym muszą się wykazać wszechstronnością. Nie powinni tylko dośrodkowywać, ale powinni też pokusić o zejście do środka i oddanie strzału. Przy tym muszą mieć na tyle zdrowia i być na tyle dobrze fizycznie przygotowani, żeby podołać też grze w defensywie. Zobacz skróty półfinałowych spotkań LM Sprawdź teraz! Obrona to kluczowa kwestia w takim ustawieniu? - Tak, trzeba stwarzać przewagę w defensywie. Wahadłowi muszą wracać na swoje pozycje i tworzyć pięcioosobowy blok obronny razem z trójką środkowych defensorów. Wszystko rozbija się o to, żeby wahadłowi zdążyli wrócić. Nie może być sytuacji, że będą mieli więcej skłonności ofensywnych, będą zostawać z przodu. W konsekwencji z tyłu będziemy mieli trójkę i jeśli ktoś z defensywnych pomocników nie pomoże w obronie, to stworzy się zbyt dużo wolnej przestrzeni między zawodnikami. To nie może się zdarzyć. - To kwestia dobrania odpowiednich ludzi i szlifowania tego systemu. Jeśli zaczyna się coś robić, zmienia się system, to drużyna potrzebuje chwili czasu, żeby się przestawić. Im dłużej to trwa, gra powinna wyglądać lepiej. Czy to trend, który na stałe zawita do naszej ligi? - Trenerzy szukają nowych rozwiązań wtedy, kiedy coś nie funkcjonuje. Nawet Legia, w trakcie sezonu, borykała się z problemami. W pewnym momencie gra nie mogła się podobać. W związku z tym, kiedy trenerzy widzą, jaki jest obraz gry, szukają nowych rozwiązań, żeby coś ulepszyć. Czasami zmieniają tylko i wyłącznie nazwiska lub pozycje zawodników, czasami jest to też zmiana całego systemu i ustawienia na boisku. - Z kolei jeżeli drużynie dobrze idzie, a gra czwórką w obronie, to też żaden trener nie będzie specjalnie zmieniał ustawienia na trójkę, bo po co. Po co zmieniać coś, co dobrze funkcjonuje i daje określone rezultaty. Słabiej ostatnio funkcjonuje Wisła Kraków. Czy po sezonie można się spodziewać zmiany trenera? - Wszystko zależy od tego, jaki pomysł ma dany szkoleniowiec na grę i czy jest zbieżny z polityką klubu. Trener Peter Hyballa pokazał, że potrafi osiągać dobre rezultaty. W ostatnim czasie rzeczywiście Wisła spuściła z tonu, ale był moment, że drużyna dostała pozytywny impuls i całkiem dobrze wyglądała, więc to nie jest tak, że trener Hyballa przyszedł i od początku miał słabe wyniki. W ten sposób nie można na to patrzeć. Pewnie będzie po sezonie jakaś wnikliwa analiza tego, czy warto zmieniać szkoleniowca. Wiemy dobrze, że Wisła ma jednak ograniczone finanse. Mimo wszystko są trenerzy, którzy mogliby objąć Wisłę, a ich oczekiwania mieszczą się w ramach finansowych klubu. - Trzeba przeanalizować, czy dany trener, który zastąpi Hyballę, będzie mógł wnieść coś nowego, opierając się na podobnej grupie piłkarzy. Częste zmiany też drużynie nie pomagają. Przychodzi nowy trener, ma nowe pomysły, koncepcje, a zawodnik musi zmieniać sposób swojej gry. Czasami trwa to dłużej, czasami krócej, ale na pewno to nie pomaga. Lokalny rywal Wisły też nie może zaliczyć mijającego sezonu do udanych. - Patrząc na osobę Michała Probierza, różne rzeczy można o nim mówić, ale na pewno jest to trener, którzy bardzo długo jest w Cracovii i sporo z tym klubem przeżył. Miał i wzloty i upadki. Widać, że potrafi dobrze reagować w różnych sytuacjach. Wywalczył Puchar Polski i zagrał w europejskich pucharach. Ta przygoda może długo nie trwała, ale potrafił drużynę do tych pucharów wprowadzić. W tym sezonie obronił się też przed spadkiem. Miał utrudnioną sytuację, bo drużyna rozpoczynała sezon z minusowym kontem. To też miało duże znaczenie, a jednak potrafił zapewnić utrzymanie. Po pierwszym meczu rundy wiosennej Michał Probierz ogłosił już dymisję, ale nie pozwolono mu odejść. Chyba nie pomogło mu to w dalszej pracy? - Na pewno było to niepotrzebne. Nie wiadomo do końca, jak to podziałało na zawodników. W danym momencie trener stracił wiarygodność. Wszystko mogło już wrócić do normy, ale w meczach, które drużyna rozgrywała zaraz po tej sytuacji, mogło to mieć znaczenie. Komfortu pracy nie mają też trenerzy Stali Mielec i Podbeskidzia Bielsko-Biała. Jak pan myśli, kto utrzyma się w lidze? - Najważniejszy będzie mecz pomiędzy Podbeskidziem, a Wisłą Płock. Według mnie, jeśli Podbeskidzie nie wygra, to prawdopodobnie pożegna się z Ekstraklasą. Stal teraz przegrała z Rakowem, ale ma trzy punkty przewagi. Biorąc pod uwagę tę różnicę, to właśnie mielczanie są bliżej utrzymania. - Ewentualne zwycięstwo Podbeskidzia nad "Nafciarzami" może podziałać korzystnie mentalnie i zespół będzie miał szansę, żeby się uratować. Muszą jednak wygrać. W mojej opinii nawet remis i punkt myślę, że nic tu za bardzo nie da. Rozmawiał Michał Przybycień Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!