To były ostatnie sekundy meczu 32. kolejki pierwszej ligi Widzew - GKS Tychy. Goście męczyli się niemal przez całe spotkanie. Choć wygrali 2:0, to pierwszego gola zdobyli dopiero w 89. minucie. W doliczonym czasie z rzut karnego wynik ustalił właśnie Grzeszczyk. No i wtedy się zaczęło. 34-letni zawodnik najpierw podbiegł do trybun i zaczął prowokować kibiców. Emocje nie opadły, kiedy sędzia za chwilę zakończył spotkanie. Jeszcze na murawie doszło do ostrej wymiany zdań między piłkarzami obu drużyn. Grzeszczyk miał usłyszeć od rywali, by nie "pajacował i nie prowokował kibiców zwłaszcza, że w tym klubie rozpoczęła się jego kariera (w Widzewie grał w latach 2009-2011)". Miał odpowiedzieć, że w tym klubie "go stłamsili". Kiedy schodził z boiska do tunelu wdał się w pyskówki z kibicami i wtedy kilka razy - co zostało zapisane w protokole meczowym - pokazał środkowy palec. Widział to sędzia techniczny i poinformował arbitra głównego, a ten ukarał zawodnika czerwoną kartką. Sprawą zajęła się Komisja Dyscyplinarna PZPN i za "niesportowe zachowanie" zawiesiła go na trzy mecze. Niesportowe zachowanie to jedno, ale Grzeszczyk w głupi sposób osłabił zespół przed kluczowymi meczami. Na dwie kolejki przed końcem sezonu tyszanie mają wciąż realne szanse na bezpośredni awans do ekstraklasy. Do drugiego miejsca tracą trzy punkty, a do lidera pięć. Nawet jeśli nie odrobią tych strat, to na pewno zagrają w barażach. Grzeszczyka zabrakłoby w spotkaniach ligowych, a także w spotkaniu barażowym. A GKS czekają bardzo trudne spotkania. W niedzielę zmierzy się w Opolu z Odrą, która do miejsca barażowego traci tylko punkt i na pewno nie będzie łatwym przeciwnikiem, o czym w ostatniej kolejce przekonał się lider - Bruk-Bet i przegrał 0:1. A na zakończenie sezonu podopieczni trenera Artura Derbina podejmą ŁKS. A spadkowicz z ekstraklasy też walczy o powrót do krajowej elity. AK