Paradoksalnie, jeśli chodzi o grę, podopieczni trenera Kibu Vicuni, najlepiej spisali się na inauguracje sezonu w Tychach, gdzie zremisowali z GKS-em 1-1. Na papierze to miał być najtrudniejszy przeciwnik, ale po trzech kolejkach tyszanie są przedostatni w tabeli. Łodzianie właściwie przez całe spotkanie przeważali, prowadzili, ale nie potrafili dobić rywala. Z każdym kolejnym meczem było z tym gorzej, ale za to były efekty w postaci trzech punktów. Ełkaesiacy cały czas mają przewagę w posiadaniu piłki, częściej atakują i więcej strzelają. Podkreślają to piłkarze i trener ŁKS-u, ale coraz trudniej o efekty. Ze Skrą Częstochowa słabo zagrali do przerwy i dopiero po zmianie stron zdobyli dwa gole. W końcówce goście strzelili bramkę kontaktową i było nerwowo. W piątek w Niepołomicach po dobrym początku, to Puszcza miała lepsze okazje, ale brakowało skuteczności. ŁKS w ostatnim kwadransie miał sporo szczęścia, a właściwie to pech dopadł Ivana Hladika. Słowak najpierw strzelił do własnej bramki, a tuż przed końcem sfaulował w polu karnym. - Czy zabrakło nam stylu? Nie do końca bym się z tym zgodził, bo były momenty fajnej gry. Utrzymywaliśmy się przy piłce i konstruowaliśmy akcje. Wierzyliśmy do końca w to, że zdołamy wyjechać z Niepołomic z kompletem punktów - twierdzi Maksymilian Rozwandowicz, pomocnik ŁKS-u. Także szkoleniowiec ŁKS-u zaznacza, że wciąż jego zawodnicy mają więcej sytuacji niż rywale. - Wiedzieliśmy, że w Niepołomicach czeka nas trudne spotkanie. Byliśmy lepszą drużyną - mieliśmy większe posiadanie piłki, więcej sytuacji bramkowych. W końcu, w ciągu ostatnich dwudziestu minut strzeliliśmy dwie bramki i zdobyliśmy trzy ważne punkty - podkreśla trener Vicuna. - Mieliśmy klarowne sytuacje, na przykład Stipe Jurić dwie, a kolejną Bartek Szeliga. Okazje były, mniej niż przeciwko Skrze czy nawet GKS, ale więcej od Puszczy. Dla drużyny posiadanie piłki jest ważne, ale najważniejsze jest, aby wykreować więcej sytuacji od przeciwnika i to nam się udało. AK