Klub z Łodzi od dawna jest już jedną nogą w 1. lidze, w której występował w poprzednim sezonie. Beniaminek okazał się najsłabszym zespołem w gronie ekstraklasowiczów. W 31 rozegranych do tej pory kolejkach zdobył tylko 21 punktów, które dało mu pięć zwycięstw i sześć remisów. Zanotował też największą liczbę porażek - 20. Taki bilans sprawił, że do dwóch kolejnych drużyn w tabeli - Korony Kielce i Arki Gdynia - traci 9 punktów i aż 14 do pierwszego miejsca gwarantującego utrzymanie się, które zajmuje Wisła Kraków. To oznacza, że ŁKS ponownie pierwszoligowcem może stać się już po wtorkowym spotkaniu z Górnikiem w Łodzi. Stanie się tak, jeśli podopieczni trenera Wojciecha Stawowego przegrają z zespołem z Zabrza, a rozgrywany w tym samym czasie mecz Wisły Kraków z Wisłą Płock zakończy się zwycięstwem lub remisem "Białej Gwiazdy". Łodzianie pożegnają się też z elitą w przypadku swojego remisu i zwycięstwa krakowian. Mogą również spaść z ligi przy niekorzystnych wynikach Korony i Arki.Ich iluzoryczne nadzieje na pozostanie w elicie może przedłużyć jedynie zwycięstwo, ale wobec obecnej formy zawodników z al. Unii w oczekiwaną od początku marca wygraną wierzą już tylko najwięksi optymiści wśród kibiców dwukrotnych mistrzów kraju. Drużyna z Zabrza ma bowiem aż 13 punktów więcej od ŁKS, który przegrał pięć z sześciu ostatnich meczów. Do tego beniaminek od trzech spotkań nie zdobył gola i stracił osiem. Po wznowieniu rozgrywek zremisował tylko z Rakowem Częstochowa (1-1) i był to jedyny punkt zdobyty pod wodzą trenera Wojciecha Stawowego, który przejął zespół w przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa.