Przed meczem było jasne, że łodzianie mogą zbliżyć się do trzeciej w tabeli Miedzi Legnica, do której tracili cztery punkty. Tydzień temu wygrali wysoko ze Stomilem w Olsztynie. W niedzielę na swoim stadionie też mieli być faworytem. - Naszym celem jest bezpośredni awans - podkreślał w rozmowie z Interia.pl Bartosz Szeliga, pomocnik ŁKS. ŁKS zmienia napastnika Kibu Vicuna, trener ŁKS, zwykle nie robi zbyt wielu zmian w podstawowym składzie. Tym razem trochę zamieszał wyjściową jedenastką. Z jednej strony był zmuszony kontuzją Mateusza Bąkowskiego - na prawej obronie zastąpił go Maciej Wolski, w którego miejsce na prawej pomocy pojawił się Piotr Gryszkiewicz. Do składu po pauzie za żółte kartki wrócił Maksymilian Rozwandowicz. Szkoleniowiec uznał, że kapitan zespołu jest lepszy niż zastępujący go w Olsztynie Jakub Tosik. Do zmiany doszło też w ataku. Do tej pory podstawowego napastnika Stipe Juricia zastąpił Piotr Janczukowicz. Bośniak w dwóch ostatnich meczach nie zdobył gola, a na dodatek miał drobne kłopoty zdrowotne. Polak Stomilowi strzelił gola (pierwszego w sezonie) i dostał szansę od pierwszej minuty. Trener Resovii Radosław Mroczkowski dokonał dwóch zmian. Jednej wymuszonej - Bartłomiej Eizenchart jest na zgrupowaniu reprezentacji U-20 i za niego wszedł Daniel Pietraszkiewicz. W ataku w miejsce Jakuba Wróbla był Damian Hilbrycht. Dla szkoleniowca był powrót do Łodzi, w której ma dom. W trenerskim życiorysie ma pracę w Widzewie czy Szkole Mistrzostwa Sportowego. Miał też propozycję z ŁKS, ale jej nie przyjął. Pytany przez reportera Polsatu Sport, czy jako były trener Widzewa, jest bardziej zdeterminowany, odpowiedział: - W tej chwili pracuję dla Resovii i to jest najważniejsze. Inne sprawy pozostawiam z tyłu głowy. Posiadanie piłki bez efektów To było spotkanie drużyn, z których jedna stwarza mnóstwo sytuacji i oddaje dużo strzałów - 105 (ŁKS), a druga jest bardzo dobra przede wszystkim w obronie. Choć Resovia też często strzela (109), to jednak piłka rzadziej wpada do siatki (tylko pięć bramek). Początek spotkania był bardzo szybki z obu stron. Więcej z gry miał ŁKS, ale to nic nadzwyczajnego w przypadku tej drużyny. W każdym meczu w tym sezonie łodzianie byli częściej przy piłce, ale nie zawsze były z tego spodziewane efekty. I tak był przeciwko Resovii. Gospodarze na początku kilka razy zaatakowali lewą stroną za sprawą Szeligi i Michała Trąbki, ale obrona Resovii potwierdzała, dlaczego straciła tylko sześć goli. Było to też widać w statystykach. Przez 20 minut ŁKS oddał tylko dwa strzały, w tym jeden celny, a do tego niegroźny. Asysty Antonika Przed meczem trener Vicuna ostrzegał, że groźną broni rywali są stałe fragmenty. I miał rację, tyle że jego zawodnicy chyba nie wzięli sobie tych słów do serca. W 21. minucie po bardzo mocnym dośrodkowaniu z prawej strony Kamila Antonika Aleksander Komor wyprzedził Macieja Wolskiego i Resovia prowadziła. Goście do przerwy jeszcze kilka razy postraszyli ze stałych fragmentów. ŁKS nie mógł się pozbierać po straconej bramce. Choć próbował grać szybko, z pierwszej piłki, a czasem stworzyć przewagę dryblingiem, to wszystko kończyło się przed polem karnym. W końcu po płasko rozegranym rzucie rożnym, Javi Moreno strzelił, ale świetnie spisał się Branislav Pindroch. To była najlepsza okazja łodzian przez całą pierwszą połowę. Resovia była wciąż groźna i niebezpiecznie strzelała. W 41. minucie Antonik na siedząco dał sobie radę z trzema rywalami, z wybiciem piłki zwlekał Wolski i wyprzedził go Damian Hilbrycht, po którego pewnym strzale rzeszowianie prowadzili już 2-0. ŁKS zablokowany Trener Vicuna na drugą połowę wpuścił trzech nowych zawodników. Minęło dziesięć minut i gra łodzian, jeśli się zmieniła, to na gorsze. Ełkaesiacy popełniali kolejne błędy w obronie - Jan Sobociński tak wybijał piłkę, że ta trafiła do Hilbrychta, który nie miał problemów, by trafić na 3-0. Po stracie trzeciej bramki ŁKS zaczął przeważać, ale nic z tego nie wynikało. Na skrzydle próbował wykazać się Kelechukwu, dryblował, ale w polu karnym nikt nie dochodził do jego podań. Kiedy gospodarzom udało się oddać strzał, to albo był blokowany przez obrońców, albo łapał Pindroch. Nie potrafili go pokonać Pirulo, Mikkel Rygaard czy Jurić. Ełkaesiacy do końca walczyli choćby o honorową bramkę. Rzeszowianie opadli z sił, ale mieli zbyt dużą zaliczkę, by wypuścić wygraną z rąk. ŁKS - Resovia 0-3 (0-2) Gole: Komor (21.), Hilbrycht (41., 58.). ŁKS: Kozioł - Wolski (46. Klimczak), Sobociński, Marciniak (74. Lorenc), Szeliga - Rozwandowicz (66. Rygaard)- Moreno, Trąbka, Pirulo, Gryszkiewicz (46. Kelechukwu) - Janczukowicz (46. Jurić). Resovia: Pindroch - Jaroch, Komor, Kubowicz (39. Podhorin), Adamski - Wasiluk, Mróz (64. Soljić) - Antonik, Hilbrycht (64. Wróbel), Pietraszkiewicz (73. Ostrowski) - Strózik (73. Rostkowski). Żółte kartki: Marciniak - Kubowicz, Pindroch. Sędzia: Łukasz Szczech. AK