W derbach Krakowa Wisła straciła bramkę na 1-1 w 85. minucie, w prestiżowym starciu z Legią Warszawa do 81. minuty prowadziła 1-0, by przegrać 1-2. W Poznaniu wreszcie udało się nie stracić zaliczki w samej końcówce. Hyballa ma się z czego cieszyć, a przecież przejmował zespół dwa tygodnie temu w bardzo trudnej sytuacji i przed ciężkimi spotkaniami. - To był trudny mecz dla mojego zespołu, mam duże wyrazy uznania dla zespołu za zwycięstwo nad tak mocnym rywalem. Lech był lepszy, ale walczyliśmy na całego i na szczęście udało nam się zabrać punkty do Krakowa - mówił szkoleniowiec "Białej Gwiazdy". Wisła w pierwszej połowie była częściej w posiadaniu piłki, ale nie oddała nawet celnego strzału na bramkę Lecha. Mateuszowi Lisowi statystycy zanotowali za to aż pięć obron w tym okresie, a Lech w sumie uderzał dziewięć razy. Po przerwie dominacja Lecha była już bardzo wyraźna - 64 proc. czasu przy piłce, 17 strzałów (7 celnych) przy 6 Wisły (4 celnych). To jednak goście zadali ten jeden decydujący cios - za sprawą grającego współwłaściciela Wisły Jakuba Błaszczykowskiego. Kuba pojawił się na boisku kilka minut po przerwie, bo rozgrywał swoje pierwsze spotkanie po sześciotygodniowej przerwie. - W czwartek rozmawialiśmy i ustaliliśmy, że zacznie na rezerwie. W piątek już normalnie trenował. Wszedł na miejsce Jeana Carlos na dziesiątkę, Savić miał zejść na lewe skrzydło. Kuba miał mieć wolą rolę w ofensywie. Bardzo dobrze spisał się w kontrze i zdobył ładnego gola - chwalił swojego kapitana Hyballa. Podobne wyrazy uznania dostał też Lukas Klemenz, który na środku obrony zastąpił pauzującego za kartki Michala Frydrycha. - Grał świetnie, ale odkąd jestem 12 dni w tym klubie, to on bardzo dobrze pracuje na treningach. Był zaangażowany, dryblował, blokował, dobrze pracował w ofensywie - mówił szkoleniowiec. Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl! Zobacz wyniki, terminarz i tabelę PKO BP Ekstraklasy Andrzej Grupa