- Na pewno jest to sensacja, natomiast pracując w innych klubach niższych lig zdarzyło się mi wyeliminować po rzutach karnych Śląsk Wrocław, odpaść po zaciętym 3-4 z Koroną, czy Pogonią Szczecin. Dlatego ten dzień to na pewno jeden z większych moich sukcesów, jeśli chodzi o prowadzenie zespołu trzecioligowego. Wyeliminowaliśmy przecież trzynastokrotnego mistrza Polski - przyznał trener Sasal. Jak to się stało, że ten szkoleniowiec w kwiecie wieku wypadł z zawodowej piłki? Przecież w sezonie 2009/10 zajął szóste miejsce w Ekstraklasie z Koroną Kielce. Liderem środka pola uczynił wówczas dzisiejszego trenera Legii Aleksandara Vukovicia, a obrony pilnował mu Artur Jędrzejczyk. Zresztą wtedy miał też na rozkładzie pokonanych ekip Wisłę - wygrał z nią w Krakowie 1-0 po golu Jacka Kiełba. Działaczom Korony znudził się rok później, po porażce w 26, kolejce z Lechią 2-3. Demonstracyjne zwolnienie trenera nie dało żadnego efektu. Występujący w roli "strażaka" Włodzimierz Gąsior zakończył rozgrywki na 13 miejscu, a właśnie na nim kielczan zostawił Sasal. W sezonie 2011/2012 Sasal przyczynił się do awansu Pogoni Szczecin do Ekstraklasy, choć po 24. kolejce podziękowano mu, by oddać kierownicę Ryszardowi Tarasiewiczowi, jednak gdy odchodził zespół był na drugim miejscu, gwarantującym promocję. Później prowadził młodzieżowe reprezentacje Polsku U-18 i U-19 (2013 r.) i wylądował na peryferiach piłki: Dolcan Ząbki, Pogoń Siedlce, Motor Lublin, Legionovia, a od Bożego Narodzenia ubiegłego roku KSZO. Eliminując Wisłę w Pucharze Polski Marcin Sasal przypomniał o sobie zawodowym klubom. To taki jego okrzyk: "Halo! Nie umarłem jeszcze zawodowo!". By to wołanie zostało usłyszane, 50-letni szkoleniowiec musi wykazać się czymś trwałym, np. awansem do 2. Ligi KSZO. - Moim zadaniem jest mobilizowanie zespołu i drużyna pokazała charakter, bo trzeba walczyć. Ja robię to emocjonalnie, bo nie jestem Walerym Łobanowskim, który przez cały mecz spokojnie siedział i się nie odzywał - porównał Sasal. Michał Białoński, Ostrowiec Świętokrzyski