Danielewicz dwa lata temu był uznawany za jednego z najbardziej perspektywicznych środkowych pomocników w Ekstraklasie. Umiał zagrać niekonwencjonalnie, dośrodkować ze stałego fragmentu gry czy dyktować tempo. Tak było w Cracovii Wojciecha Stawowego. Danielewicz był ważnym piłkarzem tamtej drużyny, która w sezonie 2012/2013 wywalczyła awans do Ekstraklasy. W kolejnym sezonie pomocnik zazwyczaj miał pewne miejsce w składzie, ale z końcem czerwca 2014 roku wygasł jego kontrakt. Pomocnik trafił do Śląska Wrocław i liczył, że będzie to dla niego awans sportowy. Tak się jednak nie stało. Wrocławianie z każdą kolejną rundą byli coraz niżej w tabeli, a Danielewicz występował rzadko. - Grałem, ale może nie tyle, ile bym chciał. To była szybka decyzja. Trener Romuald Szukiełowicz powiedział, że jest oferta z Górnika. Miałem to przemyśleć. Przemyślałem i jestem w Łęcznej - uśmiecha się Danielewicz, który może okazać się jednym z najlepszych ruchów Górnika w ostatnich latach. Już w drugim spotkaniu w nowych barwach trafił do siatki. I to dość nietypowo, bo mimo średniego wzrostu, strzelił gola głową. Na pytanie, co robił 21 lipca 2013 roku, odpowiedział; - Na pewno zjadłem śniadanie, obiad pewnie też. Być może strzeliłem gola, ale tak naprawdę to nie pamiętałem, że to było aż tak dawno - żartował w rozmowie z dziennikarzami. Bo gol strzelony Wiśle Kraków to pierwsze trafienie Danielewicza od ponad 2,5 roku. Dokładnie czekał na bramkę 946 dni. Do tej pory w Ekstraklasie zdobył tylko dwa gole. Pierwszy jeszcze w 1. kolejce sezonu 2013/2014. - W Śląsku miałem zbyt wiele zadań defensywnych. Tutaj mogę częściej uczestniczyć w akcjach ofensywnych. To moja rola - nie ukrywa Danielewicz, który bardzo sobie chwali przenosiny na Lubelszczyznę. - Myślę, że spokojnie możemy znaleźć się w górnej ósemce. Nawet nie ma co traktować nas jak jakiegoś kopciuszka! Tydzień temu graliśmy z Piastem Gliwice jak równy z równym, nawet nie mówię, że byliśmy lepsi. Z Wisłą też byliśmy bliżej trzech punktów. Górnik Łęczna jeszcze sporo namiesza w tym układzie, a myślę, że pierwsza ósemka jest spokojnie w naszym zasięgu - deklaruje. I rzeczywiście zespół trenera Jurija Szatałowa jest na dobrej drodze. Jest budowany spokojnie, bez nerwów, a działacze ustalili, że będą stosować metodę małych kroków. Dlatego też co rundę ściągają na Lubelszczyznę dwóch czy trzech zawodników, a także młodszych graczy z województwa. Danielewicz: - Gdy przychodziłem do Łęcznej, zobaczyłem jaki tu jest potencjał piłkarski. Tu naprawdę jest zespół na pierwszą ósemkę. Nasze zadanie jest takie, by to udowodnić. - Jesteśmy zespołem z małej miejscowości, ale absolutnie nie czuję się z tym źle. To nie ma żadnego znaczenia. Jesteśmy klubem stabilnym, odpowiednio zorganizowanym, z dobrymi piłkarzami. Aspiracje też mamy, a na boisku będziemy pokazywać, gdzie jest nasze miejsce - zapowiada piłkarz i jednocześnie zachwala nowego pracodawcę. - Moje pierwsze zderzenie z Górnikiem, to obóz w Portugalii, który był naprawdę wzorcowy. Był to doskonały wybór do przygotowań do sezonu. Czujemy się tu jak w klubie z topu polskiej ligi - kontynuuje Danielewicz. Pytanie tylko, czy faktycznie Górnik może być traktowany jak zespół, który do tego miana aspiruje. Zespół z Łęcznej do tej pory wolał być trochę w cieniu, ale przykład np. Piasta Gliwice w tym sezonie, czy Jagiellonii Białystok jeszcze kilka lat temu pokazuje, że w lidze możliwe są niespodzianki. I taką chcą zrobić w Łęcznej. Może jeszcze nie teraz, bo w tej chwili zajmują 10. miejsce w tabeli, ale stopniowo. W najbliższej kolejce Górnik zagra przed własną publicznością z Koroną Kielce. Właśnie wtedy ma przyjść pierwsza wiosenna wygrana. - Myślę, że na pewno nasza murawa jest lepiej przygotowana niż ta w Kielcach. Piaskownicę mamy poza stadionem - żartuje Danielewicz. Łukasz Szpyrka