Bramkarz Ruchu był w poniedziałek w wybornej dyspozycji. Skapitulował dopiero w 84. minucie po uderzeniu Nabila Aankoura. - To była bardzo ładna bramka, ale padła po rykoszecie. Nic nie mogłem zrobić - mówił po spotkaniu Hrdliczka. Wcześniej jednak słowacki bramkarz dokonywał cudów, interweniując w nieprawdopodobnych sytuacjach. W pierwszej połowie obronił nogami strzał Ilijana Micanskiego, a uderzenie Miguela Palanki sparował na rzut rożny. Po zmianie stron w fantastyczny sposób wybronił strzał Aankoura oddany z kilkunastu metrów. - Było kilka groźnych strzałów, ale sobie z nimi poradziłem. W końcu jestem od tego, aby bronić - dodał skromnie Słowak. Hrdliczka podkreślił, że jego zespół wcale nie musiał przegrać tego spotkania. - Fakt, że Korona miała przewagę, momentami nawet sporą. Ale graliśmy już w takich meczach, kiedy rywale prowadzili grę, a to my zdobywaliśmy trzy punkty. Tutaj niestety tak się nie stało" - powiedział z żalem bramkarz Ruchu, który nie mógł odżałować sytuacji z 12. minuty, kiedy to Miłosz Przybecki zamiast do pustej bramki trafił w słupek. - Gdyby Miłosz to wykorzystał, to grałoby nam się zdecydowanie łatwiej, a kielczanie mieliby dużo trudniejsze zadanie. Szkoda, ale taka jest piłka. Od razu dodam, że nie mamy do naszego kolegi żadnych pretensji. Takie sytuacje się zdarzają - zaznaczył słowacki piłkarz zespołu z Chorzowa. Ekstraklasa: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz Ranking Ekstraklasy - kliknij!