Za wicemistrzostwo Polski w 1976 roku tyscy piłkarze dostali do wyboru: radziecki kolorowy telewizor albo polską pralkę automatyczną. Nagrodą było jeszcze tournée po USA i start w Pucharze UEFA. Szachnitowski to najlepszy strzelec w historii tyskiego klubu. Zdobył 127 goli w lidze i w Pucharze Polski. Kibice nazywali go "Ayala", tak brzmiało nazwisko świetnego napastnika Argentyny z lat 70. Kiedy Jan Ciszewski poinformował na antenie, że włosy Ayali mają 46 centymetrów, Szachnitowski zmierzył własne - miały 54 cm. Paweł Czado: Najlepsze pańskie wspomnienie związane z GKS-em? Kazimierz Szachnitowski: - Sam fakt, że zdecydowałem się na przyjazd do Tychów. Przybyłem z Zastalu Zielona Góra, w sezonie 1973/74 rywalizowaliśmy z GKS-em na poziomie II ligi. Ostatecznie trafiłem do świetnego klubu gdzie mogłem się rozwijać i gdzie notowaliśmy dobre wyniki. Drugie piękne wspomnienie to fakt, ze mogłem wystąpić w reprezentacji B i młodzieżówce. W pierwszej nigdy zagrać mi się nie udało, nie miałem tej przyjemności, ale konkurencja była wtedy wyjątkowo silna. Najlepszy mecz w barwach GKS-u? - Wspominam szczególnie dwa, w sezonie kiedy zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski. We wrześniu 1975 roku pokonaliśmy u siebie Widzew z Bońkiem , Jansem i Burzyńskim 1-0, strzeliłem tego jedynego gola w drugiej połowie. Pod koniec sezonu wygraliśmy na wyjeździe z Legią z Deyną i Ćmikiewiczem. Też 1-0 i też po moim golu. Największe rozczarowanie? - Fakt, że spadliśmy. W kolejnym sezonie 1976/77 drużyna była nie do poznania. Niektórzy po wicemistrzostwie zaraz chcieli zrobić mistrza. Chyba byliśmy zajechani. W innej ligowej drużynie już nie zagrałem, a kilka mnie chciało, choćby Lech, ŁKS czy Stal Mielec. Niemniej wspomnienia z gry w GKS-ie Tychy mam piękne. Dziś oczywiście im kibicuję, życzę jak najlepiej. Przed pandemią chodziliśmy z kolegami z dawnej drużyny na mecze. Teraz został telewizor. Paweł Czado