Do niespodziewanej roszady w sztabie szkoleniowym spadkowicza z piłkarskiej ekstraklasy i jednym z głównych kandydatów do awansu doszło w niedzielę, dzień po zremisowanych 2:2 derbach Łodzi. Jak jednak zapewnił w poniedziałek prezes Salski, wynik konfrontacji z niżej notowanym Widzewem nie miał wpływu na jego decyzję o rozstaniu z trenerem Stawowym, który w ŁKS pracował od maja ubiegłego roku. Przyznał, że została ona podjęta wcześniej. "Współpraca na linii prezes-trener musi być oparta na zaufaniu. Kredyt zaufania względem trenera Stawowego u mnie gasł. Cenię go za wiele rzeczy i były przesłanki, że nasza współpraca idzie w dobrą stronę. Wydaje mi się, że trenerowi Stawowemu daliśmy dużo czasu. Bilans straconych bramek i wyniki wiosennych meczów wszyscy jednak znają. Biorąc pod uwagę potencjał kadrowy, to trochę za mało. A to, co martwiło mnie najbardziej, to powtarzalność tego, jak traciliśmy gole" - tłumaczył na poniedziałkowej konferencji prasowej. Błędy w defensywie od dawna są bowiem największą bolączką trzeciego obecnie zespołu na zapleczu ekstraklasy. W ośmiu ostatnich ligowych meczach łodzianie zdobyli tylko pięć punktów, doznali pięciu porażek i stracili 19 goli. Kosztowało ich to utratę drugiej pozycji w tabeli, gwarantującej bezpośredni awans. Salski wyjaśnił, że za zatrudnieniem Mamrota przemawiało kilka aspektów. Nowy opiekun piłkarzy ŁKS ma usprawnić grę w defensywie i jednocześnie kontynuować filozofię klubu opierającą się na kreatywności w ofensywie. "Mamy bardzo dobre opinie co do jego warsztatu, zaangażowania, co jest dla mnie bardzo ważne. Do tego to szkoleniowiec, który wie dużo o 1. lidze, jej piłkarzach i naszym zespole. Ostatnio pracując w Arce Gdynia dwukrotnie rywalizował bowiem z ŁKS. Nie mogliśmy pozwolić sobie na trenera, który nie zna tej ligi, zwłaszcza, że gramy o awans" - zaznaczył. Szef spadkowicza z ekstraklasy nie ukrywał, że zadaniem postawionym przed trenerem Mamrotem jest wprowadzenie w tym sezonie ŁKS do elity. "Celem jest awans do ekstraklasy i mam nadzieję, że powalczymy o ten bezpośredni. Nie należy przekreślać pracy Wojciecha Stawowego, bo także dzięki jego pracy jesteśmy na wysokim miejscu w tabeli. Mamy duże szanse na awans i wszystko zależy od nas" - podkreślił. Salski żałował, że w derbowym meczu nie było VAR-u. W jego ocenie gospodarzom prestiżowego spotkania należał się rzut karny za faul na Maksymilianie Rozwandowiczu oraz nie powinna zostać uznana druga bramka dla Widzewa. "Tak czy inaczej mieliśmy potencjał drużyny o tyle większy, że mimo sędziowskich błędów powinniśmy ten mecz wygrać. Jeśli mówimy głośno o awansie, nie możemy gubić punktów na własnym boisku z takim rywalem. Może zabrzmi to brutalnie i nieelegancko, ale miejsce w tabeli obu drużyn nie jest przypadkowe" - ocenił. Nowy szkoleniowiec zadebiutuje w ŁKS w sobotnim wyjazdowym meczu 20. kolejki ze Stomilem Olsztyn.