Ogólnie krakowianie zaprezentowali się słabo. W ofensywie stworzyli mało okazji, a defensywa momentami wyglądała tak, jakby obrońcy przy Roosevelta spotkali się ze sobą pierwszy raz. Wszystkie oczy skierowane były jednak na Błaszczykowskiego, który do Wisły wrócił po 12 latach. Od razu został jej kapitanem i miał być liderem zespołu. Reprezentant Polski prochu nie wymyślił, a gdyby opierać się tylko na statystykach, to ocena jego występu byłaby jedna: "Bardzo się starał, ale niewiele mu wychodziło". Według oficjalnych danych Ekstraklasa S.A., Błaszczykowski w Wiśle miał najwięcej tzw. szybkich biegów i najwięcej sprintów, zaliczył też najszybszy sprint i był czwarty pod względem przebiegniętej odległości. Te dane wskazują, że odsyłanie go na piłkarską emeryturę jest zdecydowanie przedwczesne. Kapitan Wisły biegł z maksymalną prędkością 34,13 km/h (drugi w Wiśle był Maciej Sadlok - 31,84 km/h), zaliczył 11 sprintów (Patryk Plewka - 10) i 56 szybkich biegów (Marko Kolar - 52). W całym meczu Błaszczykowski pokonał 10,64 km, a z wiślaków więcej przebiegli: Plewka (11,24 km) oraz Vullnet Basha i Mateja Palczić (po 10,93 km). W statystykach Błaszczykowski zdecydowanie gorzej wypadł pod względem piłkarskim. Miał 75 proc. dokładnych podań, ale tylko 29 proc. wygranych pojedynków (6 z 21), 14 proc. udanych zwodów (1 na 7) i 43 proc. udanych odbiorów (3 z 7). Zaliczył też jedno kluczowe podanie i 9 strat piłki. Te statystyki sprawiły, że tzw. Instat Index Błaszyczkowski miał najniższy w drużynie. - Trudno po porażkach mówić coś pozytywnego. Były też rzeczy, które robiliśmy dobrze, ale było ich za mało - mówił kapitan Wisły zaraz po meczu (więcej TUTAJ). Po porażce w Zabrzu Wisła spadła na 9. miejsce. Górnik jest 14. PJ