Tutaj zobaczysz relację na żywo ze spotkania Górnik Łęczna - Zagłębie Lubin Tutaj możesz śledzić relację na urządzeniach mobilnych ze spotkania Górnik Łęczna - Zagłębie Lubin Przedostatnia kolejka grupy spadkowej przyniosła ze sobą nieopisane emocje, których spodziewać się mogliśmy już przed jej rozpoczęciem. Górnik wiedział, że jeżeli pokona pewne utrzymania Zagłębia, a w równoległym spotkaniu Arka Gdynia ulegnie Ruchowi Chorzów, to zapewni już sobie utrzymanie w lidze. W pierwszych minutach zdecydowanie widać było, komu bardziej zależy na zwycięstwie i która z ekip podeszła do spotkania odpowiednio zmotywowana. Górnik od razu rzucił się na przeciwnika i mało brakowało, a szybko wyszedłby na prowadzenie. Strzał Javiera Hernandeza z rzutu wolnego zamiast do bramki trafił jednak w poprzeczkę. Chwilę później doszło do kontrowersji pod drugą bramką, gdy w polu karnym upadł Kamil Mazek. Sędzia nie zdecydował się jednak odgwizdać rzutu karnego. Na prowadzenie "Duma Lubelszczyzny" wyszła w siedemnastej minucie. Po rzucie rożnym piłkę głową zgrał Leandro, a Gerson umieścił ją w siatce cudownym strzałem piętą. Gol ten był jego pierwszym w tym sezonie, ale jeśli się przełamywać to tylko bramkami o takiej wadze i urodzie. Po zdobytej bramce podopieczni Franciszka Smudy oddali nieco pole rywalom, a im bliżej było końca połowy, tym groźniejsze akcje przeprowadzali "Miedziowi". Ich kulminacja miała miejsce w ostatnich pięciu minutach pierwszej części. Najpierw genialne podanie między obrońców dostał Filip Starzyński i świetnie wycofał piłkę na szesnasty metr. Tam nadbiegał już Jakub Tosik i piekielnie mocnym uderzeniem umieścił piłkę w bramce. Minutę później mogło być już 1-2. Fatalnie piłkę stracił Adam Dźwigała, co spowodowało, że na czystą pozycję wyszedł Mazek. Jego strzał w dobrym stylu obronił jednak Wojciech Małecki. Drugą połowę lepiej rozpoczęli "Miedziowi" i szybko wypracowali sobie co najmniej trzy okazje, by wyjść na prowadzenie. Najpierw kąśliwie dośrodkowywał Starzyński, a Buksie zabrakło naprawdę niewiele, by przejąć jego podanie. Po chwili podopieczni Piotra Stokowca nie wybili piłki, gdy na boisku leżał Dźwigała. Starzyński wypuścił za to Janusa "w uliczkę", ale ten strzelił wprost w Małeckiego. Bramkarz Górnika został też bohaterem następnej akcji, kiedy wybronił uderzenie Arkadiusza Woźniaka w sytuacji sam na sam i tylko jemu gospodarze mogli zawdzięczać, że w tym meczu nie przegrywają. W 63. minucie piłka zatrzepotała za to w siatce bramki Martina Polaczka, ale sędzia gola nie uznał. Po rzucie rożnym przewrotką uderzył Bartosz Śpiączka, a jego uderzenie, nim wpadło do bramki, trafiło jeszcze w będącego na spalonym Leandro. Śpiączka był też blisko zdobycia gola dziesięć minut później, gdy przyjął sobie piłkę klatką piersiową na linii pola karnego i odwrócił się momentalnie strzelając z woleja. Piłka minimalnie jednak minęła słupek bramki. Prawdziwie dramatyczne sceny wydarzyły się w ostatnich minutach spotkania. Ogromnego pecha miał Dźwigała, który zablokował strzał rywala kolanem, a piłka odbiła się tak nieszczęśliwie, że trafiła go w rękę. Sędzia podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Woźniak, lecz... jego strzał obronił Małecki. Do odbitej piłki dopadł Adam Buksa i dobił ją głową do bramki. Tym razem bramkarz nie zdążył z interwencją, przez co Zagłębie wyszło na prowadzenie. Górnik rzucił wszystkie siły do ataku i nadział się na kontratak "Miedziowych". W ostatniej akcji meczu piłkę w siatce umieścił jeszcze Jarosław Kubicki, czym dobił rywala. Piłkarze z Łęcznej w końcówce spotkania wypuścili z rąk cenny punkt, przez co w tabeli znaleźli się za Arką Gdynia, która ma tyle samo punktów.Teraz to drużyna z Gdyni ma wszystko w swoich rękach, a Górnik musi liczyć na ich potknięcie w ostatniej kolejce. Wojciech Górski Górnik Łęczna - Zagłębie Lubin 1-3 (1-1) Bramki: 1-0 Leandro (17.), 1-1 Tosik (41.), 1-2 Buksa (88.), 1-3 Kubicki (90.+5.)Lotto Ekstraklasa: wyniki, tabela, terminarz Ranking Ekstraklasy - kliknij!