Szkoleniowiec beniaminka po spotkaniu wygłosił trwający ponad sześć minut monolog. Zaczął od podsumowania meczu. - Spotkanie było żywe od początku do końca. Oba zespoły były zorganizowane, sytuacji bramkowych było sporo. Kibice nie mogli się nudzić. Trochę płacimy frycowe, bo wiemy, że - w kontekście pierwszych spotkań - musimy poprawić organizację gry w nowym systemie, który zaprezentowaliśmy w meczu ze Śląskiem Wrocław. Chcieliśmy kontynuować pracę nad tym ustawieniem i początek był obiecujący. Szybko przechwyciliśmy piłkę w środku pola, ale niestety Michał Mak nie wykorzystał doskonałej sytuacji. I to są kluczowe momenty, gdy grasz z mocnym rywalem. W pierwszej fazie Wisła częściej posiadała piłkę, ale byliśmy skupieni na strefie odbioru i nie pozwalaliśmy im na akcje środkiem, więc próbowali się do nas dostać prawą stroną. Te akcje był dość groźne - przyznał szkoleniowiec. Następnie trener Kiereś zabrał się za analizę straconych bramek. - Pierwsza to nasz wyrzut z autu na połowie rywala, tracimy piłkę i zostajemy skontrowani, bo nie domknęliśmy linii obrony. Prostopadła piłka i sytuacja sam na sam - przegrywamy 0-1. I od tego momentu był najtrudniejszy fragment meczu, bo posypała się nam organizacja, byliśmy rozstrzeleni na całym boisku. Podchodziliśmy do rywala niezorganizowani, przez co Wisła miała sporo przestrzeni i ją wykorzystywała. Rywale mogli podwyższyć, ale ten moment przetrwaliśmy. W drugiej połowie można mieć pretensje do siebie i zespołu, bo jeśli ustalamy sobie w przerwie, że naprawdę wchodzimy mocno i nie poddajemy mentalnie meczu, a w prostej sytuacji dajemy się ograć w polu karnym zawodnikowi... Wisła miała w tym spotkaniu przewagę, bo miała właśnie takich zawodników jak Yeboah, którzy indywidualną akcją potrafią stworzyć sytuację - podkreśla Kiereś. Mimo to szkoleniowiec próbował szukać pozytywów. - Ten mecz miał dać nam odpowiedzi kto daje radę i kto może dać zespołowi więcej. Nie chcę teraz zachwalać, że jest super, bo przegraliśmy, ale ten mecz był żywy i mieliśmy niezłe momenty. Błędy były niewybaczalne, dlatego przegraliśmy, ale np. z Wartą nasz mecz był dramatyczny, a teraz było więcej obiecujących sytuacji - uważa Kiereś. - Musimy patrzeć przez pryzmat pracy i tego, że w lidze nie jesteśmy faworytami. Kluczowa jest organizacja gry, która ma pomagać w tym, by nie tracić bramek. Musimy też eliminować błędy. Po meczu ze Śląskiem wydawało się, że to już nie jest problemem, ale demony wróciły. Ale tak w piłce bywa... Nikt jednak nie mówił, że po awansie będzie łatwo i przyjemnie. Nie jesteśmy faworytem, a nasza kadra dopiero jest formowana. Mam nadzieję, że w końcu wygramy mecz i zaczniemy lepiej punktować - dodaje Kiereś. Po porażce z Wisłą Górnik jest na ostatnim miejscu w tabeli. W następnej kolejce zmierzy się w Mielcu ze Stalą. PJ