Interia: Zamierza pan udowodnić, że pogłoski o śmierci ekstraklasowego Górnika Łęczna są przesadzone? Franciszek Smuda, trener Górnika: - Zanim ktokolwiek spadnie z Ekstraklasy, upłynie jeszcze dużo wody w każdej rzece. Piłkarze odzyskali wiarę? - Mamy za sobą dwa treningi w Łęcznej, a teraz cztery dni na obozie w Uniejowie. Wygląda to dobrze, zaangażowanie jest niesamowite. Już widzę w ich oczach błysk. Jestem bardzo zadowolony. Jakie pozycje powinien wzmocnić Górnik Łęczna? - Linię środkową, boki obrony, żeby mieć alternatywę, bo zawsze ktoś może wypaść ze składu. Jak walczysz o byt, to nie możesz do takiej sytuacji doprowadzić, że nie masz kogo wpuścić na boisko w strategicznym momencie. Kadra musi być solidna. Jedyny mecz, w jakim pan prowadził Górnika - na Legii, pokazał, że szybko udało się ożywić ofensywę, bo oddaliście więcej strzałów niż mistrzowie Polski. Co natomiast z defensywą? Była dziurawa. Czy bardziej brakuje klasowych zawodników czy wytrenowanego schematu? - Traciliśmy gole po indywidualnych błędach. Aby temu zaradzić, to musi cały zespół przykładać się do działań defensywnych. Innego wyjścia nie mamy. Jak władze klubu zapatrują się na pana pracę? Obowiązuje hasło: "Nie uda się utrzymać zespołu, to koniec współpracy?" - Takich myśli, o spadku, nie mam w głowie. Gdybym nie widział realnej szansy na utrzymanie zespołu w Ekstraklasie, to nie zawracałbym sobie, ani prezesom Górnika głowy i aż do teraz siedział w domu. - To nie jest tak, że Łęczna jest najsłabszą drużyną w lidze, jak niektórzy twierdzą. Ona ma potencjał. On drzemie w tych piłkarzach, co widać na treningach. Przy waszym deficycie punktowym kluczowe znaczenie będzie miało fizyczne przygotowanie zespołu tak, by szczyt formy osiągnął w 21., a nie dopiero 30. Kolejce. Kto panu pomaga w tej dziedzinie? - Postaramy się zaskoczyć tych, co w nas nie wierzą. Po pierwsze, sam mam doświadczenie w sprawie przygotowań, a po drugie, młodzi ludzie, jacy pracują w moim sztabie są zdolni i widzę, że są optymistami, podejmują dobre decyzje. Nie będzie z tym problemu. Zabrał pan ze sobą spory kawałek piłkarskiego Krakowa. Dyrektor sportowy Zdzisław Kapka i asystent Dariusz Marzec, który z juniorami Wisły wywalczył mistrzostwo Polski trzy lata temu. - Jestem tego zdania, że jak ktoś nie ma pracy, a ma zapał, umiejętności i doświadczenie, to należy mu pomóc. Z takich ludzi trzeba korzystać. Przegrywa pan z Wisłą wyścig po Semira Stilicia. Niektórym się wydawało, że Semir znów pójdzie tam, gdzie jest Smuda, który go prowadził w Lechu i Wiśle. - Nie było takiego tematu. Żadnego kontaktu nie miałem z Semirem. Jestem pewien, że on znajdzie sobie dobrego pracodawcę. Klub, w którym będzie mógł odnosić sukcesy. Rozmawiał Michał Białoński