Garbarnia to klub z prawobrzeżnej części Krakowa, z dzielnicy Ludwinów. Powstał w 1921 roku, a już 10 lat później wywalczył tytuł mistrza Polski. W sumie na najwyższym poziomie rozgrywek spędził 15 sezonów. Po raz ostatni w 1956 roku. Najbardziej znanym wychowankiem Garbarni jest Robert Gadocha, później piłkarz m.in. Legii Warszawa, który na igrzyskach olimpijskich w 1972 roku wywalczył złoty medal, a dwa lata później trzecie miejsce na mistrzostwach świata. Kryzys sportowy i organizacyjny Garbarni na dobre zaczął się w 1974 roku, gdy klubowi odebrano stadion przy ul. Barskiej, wysadzono w powietrze zabytkową, drewnianą trybunę, aby wybudować w tym miejscu hotel. Potem przez wiele lat korzystała ze stadionu Korony Kraków i dopiero w 1990 roku przeniosła się na swój stadion przy ul. Rydlówka. Obiekt ten nie spełnia obecnie odpowiednich warunków licencyjnych nawet na drugą ligę. Plany zbudowania w tym miejscu nowego stadionu wciąż nie mogą doczekać się realizacji. - Od 2012 roku mieliśmy pozwolenie na budowę tak zwaną "wuzetkę", ale w tym roku weszło w życie nowe prawo wodne, które ją unieważniło, gdyż nasz obiekt położony jest nad rzeką Wilgą. Teraz musimy przejść wszystkie procedury związane z ponownym uzyskaniem warunków zabudowy. Dopiero wtedy będzie można ruszyć z budową trybun - wyjaśnił Siedlarz. Garbarnia we wniosku licencyjnym jako swój domowy obiekt zgłosiła stadion w Niepołomicach, ale wszystko na to wskazuje, że wyprowadzka z Krakowa nie będzie konieczna. - Chcemy grać na jednym z krakowskich stadionów - Cracovii albo Wisły. W tej chwili bardziej realny jest ten drugi obiekt, zarządzany przez Zakład Infrastruktury Sportowej. Rozpoczęliśmy już rozmowy, mamy też przychylność zarządu Wisły. Po to przecież budowano w Krakowie stadiony, aby rozgrywać na nich mecze - dodał wiceprezes, który zwraca też uwagę, że Garbarnia posiada bardzo dobre zaplecze treningowe, składające się z trzech boisk, w tym jednego ze sztuczną nawierzchnią i niedawno oddała do użytku nowoczesny budynek klubowy z szatniami i zapleczem. Dobra passa sportowa Garbarni zaczęła się, gdy latem 2014 roku trenerem zespołu został Mirosław Hajdo. W pierwszym sezonie jego pracy drużyna wywalczyła siódme miejsce w trzeciej lidze, ale rok później była już najlepsza w swoje grupie. Szansę na awans pogrzebała dopiero w przegranych barażach z Wartą Poznań. W poprzednim sezonie "Brązowi" ponownie wygrali swoją grupę, a to oznaczało bezpośredni awans do drugiej ligi. W obecnych rozgrywkach poszli za ciosem i - choć w pewnym momencie tracili do czwartego Radomiaka 10 punktów - to dzięki świetnej postawie wiosną odrobili straty i zajęli lokatę gwarantującą baraż z piętnastym zespołem pierwszej ligi - Pogonią Siedlce. W sobotę Garbarnia zremisowała na swoim stadionie 1-1, ale w środowym rewanżu w Siedlcach wygrała 2-1, a to oznaczało że po raz pierwszy od 44 lat zagra na zapleczu ekstraklasy. - Staramy się zawsze racjonalnie i bez emocji podchodzić do oceny pracy trenera, dlatego pracujemy razem i to z sukcesami, już cztery lata. Ten awans jest oczywiście miłą niespodzianką, ale już na pierwszym spotkaniu rok temu, po promocji do drugiej ligi mówiliśmy, że z tej klasy rozgrywkowej jest najłatwiej się wybić, bo bezpośrednio wchodzą trzy drużyny, a czwarta ma szansę w barażu. Garbarnia nie jest bogatym klubem, ale najważniejsze, że udaje nam się zachować stabilizację finansową. Nasz budżet w drugiej lidze wynosił milion trzysta tysięcy złotych i był jednym z najniższych. Okazuje się, że to nie duży budżet jest gwarancją sukcesu, ale liczą się też i inne rzeczy - podkreślił Siedlarz, dodając że w przyszłym sezonie środki na utrzymanie klubu muszą być większe i nawet się podwoić. - Jakieś zmiany w zespole będą, ale podobnie jak przed rokiem drużyna będzie oparta na tych zawodnikach, których wywalczyli awans - zapewnił. Grzegorz Wojtowicz