Trener Wisły Kraków Franciszek Smuda latem słyszał w klubie obietnice: "Teraz jest biednie i skromnie, ale dotrzymaj do grudnia przy jak najmniejszych stratach. Później będą transfery, znajdą się też pieniądze na powiększenie sztabu o fizjologa". Życie pokazało, że kryzys nie ominął także Wisły. Klub walczy o przerwanie dekoniunktury, więc nie powiększy zadłużenia, by zrealizować ambitne cele transferowe. Wszystko na to wskazuje, że bardziej dojdzie do uzupełnień, a nie wzmocnień. Franz Smuda miał zawsze charakter wojownika, który nigdy nie składa broni. Tak samo jest tym razem. - Próbujemy wzmocnić zespół, ale gdyby nawet to się nie udało, to i tak czas pracuje na naszą korzyść. Skoro Paweł Brożek strzelił jesienią 11 goli, to na wiosnę, gdy przejdzie z nami cały cykl przygotowań, może być jeszcze lepszy i będzie taki - przekonuje nas Franz. Były selekcjoner reprezentacji Polski w piątek pakował się ze stadionu przy Reymonta. - Wyprowadzamy się do Myślenic - powiedział nam. Zapytaliśmy trenera o to, czy nie żałuje tego, jak potoczyły się losy Patryka Małeckiego. - Oczywiście, że szkoda Patryka, ale nic nie mogliśmy zrobić. On miał i nadal ma największy wpływ na to, w jakim kierunku potoczy się jego kariera. Nigdy nie miałem do nikogo osobistej urazy. Zresztą nie tylko ja, ale nie znam żadnego trenera, który trzymałby na ławce lepszego zawodnika od tych, którzy są na boisku - podkreśla Smuda. Zapytaliśmy szkoleniowca "Białej Gwiazdy" o to, czy próbował rozmawiać z niepokornym "Małym". - Niejeden raz. Cały czas mu powtarzałem co ma robić na treningach i podczas meczów. Gdy pakowałem się dzisiaj, spotkałem w klubie Arka Głowackiego i Łukasza Gargułę. Wspólnie zastanawialiśmy się nad Patrykiem. Chłopaki mieli rację mówiąc, że to problem natury mentalnej. Gdy wszedłem do tej szatni w czerwcu, od razu odniosłem wrażenie, że Patryk jest trochę z boku drużyny. On tak naprawdę nie był jej częścią i tak już pozostało - kręci głową Smuda. Nikt Franzowi nie może zarzucić, że nie stawiał na "Małego". Gdy tylko Małecki wyglądał w lidze dobrze, Smuda powoływał go do reprezentacji Polski. Także na początku sezonu Patryk był graczem pierwszego wyboru w Wiśle. W pierwszych dziewięciu kolejkach - za wyjątkiem spotkania ze Śląskiem (wszedł w 46. min) - "Mały" grał od początku. Smuda widział jednak, że skrzydłowy nie realizuje założeń, zwłaszcza tych w defensywie, więc go odstawił od pierwszego składu. Na dodatek Małecki popełnił nietakt, rezygnując ze wspólnej kolacji z drużyną i właścicielem Bogusławem Cupiałem, jaką zorganizowano po ostatnim meczu ligowym z Pogonią Szczecin. - Teraz jeszcze Patryk ogłosił - bez względu na to, że ma z klubem kontrakt, że nie chce już z nami grać, odchodzi. Jak takiego zawodnika wpuścić do szatni nawet wtedy, gdy nie znajdzie się chętny na niego? Gdzie jak gdzie, ale w szatni nie może być bałaganu! - grzmi Smuda. W ten sposób zanosi się na definitywny koniec przygody z Wisłą Kraków Patryka Małeckiego. To wielka strata dla obu stron. "Mały" próbował już niekrakowskiego chleba w Turcji i szybko się przekonał, że zalatuje cokolwiek zakalcem. Wiśle ciężko będzie za półdarmo znaleźć zawodnika o porównywalnym potencjale. Ale bardziej zdyscyplinowanego taktycznie może się udać. Autor: Michał Białoński