To miał być dla Arki Gdynia pierwszy poważniejszy test w tym sezonie. Do tej pory żółto-niebiescy grali z rywalami, którzy nie mierzą w Ekstraklasę, a Miedź Legnica teoretycznie chce wrócić na najwyższy szczebel. Z taką grą jednak "Miedziance" nie ma prawa się ta sztuka udać. Legniczanie zaprezentowali się w Gdyni znacznie słabiej niż dwa tygodnie temu Puszcza Niepołomice. Gospodarze zaczęli od mocnego uderzenia. Już w trzeciej minucie Mateusz Młyński w akcji na skrzydle pokazał, że w I lidze się bawi i nie miałby problemu z grą w wielu klubach Ekstraklasy. Gdyński młodzieżowiec przedarł się na prawej flance, dośrodkował do Macieja Jankowskiego, który z łatwością umieścił piłkę w siatce. Inna sprawa, że obrońcy Miedzi chyba zbyt mocno wzięli do serca zalecenia Ministra Zdrowia o dystansie społecznym. To było tzw. "krycie na radar". Pięć minut później mógł być remis. Joan Roman precyzyjnie wrzucił piłkę w pole karne, tam był Krzysztof Drzazga, który doszedł do strzału głową. Daniel Kajzer wyciągnął się jak struna i odbił piłkę. To była najlepsza okazja legniczan w tym meczu. Wciąż jednobramkowa przewaga Arki powinna się podwoić w 23. minucie. Juliusz Letniowski podał piłkę przed bramkę, a Bartosz Kwiecień strzelał na bramkę Miedzi z nie więcej niż pięciu metrów. Jakim cudem, urodzony w Gdyni Mateusz Hewelt obronił ten strzał, wie tylko on sam, a i to nie jest pewne. Po obiecującym początku do końca pierwszej połowy nie działo się już wiele. Nie minęło jednak 20 sekund drugiej połowy i było 2-0. Do bezpańskiej piłki dopadł Mateusz Żebrowski i strzałem w tzw. "długi róg" pokonał Hewelta. To był premierowy gol pomocnika w barwach Arki Gdynia. Siedem minut później było po meczu. Boczny obrońca Arkadiusz Kasperkiewicz wystartował z własnej połowy niczym torpeda, przebiegł dobre 60 metrów. Obrońcy Miedzi gonili go w sposób wyjątkowo nieudolny. Kasperkiewicz mógł strzelać, ale wypatrzył Letniowskiego, który był na jeszcze lepszej pozycji. Krótkie podanie i gdyński numer "10" z łatwością skierował piłkę do pustej bramki. 3-0 w 53. minucie. Nokaut! Ale to jeszcze nie koniec. W 65. minucie Jakub Wawszczyk posłał wysoką piłkę w pole bramkowe Miedzi. Tam czekał już Mateusz Żebrowski i wykorzystał swe słuszne warunki fizyczne. Trzeba przyznać, że biernie tej sytuacji przyglądał się Marcin Pietrowski. Wychowanek Lechii Gdańsk nie zaliczy dzisiejszego meczu do najbardziej udanych w swej bogatej karierze. Zasłużona, wysoka wygrana Arki, a Miedź musi mocno popracować nad grą obronną. MS 1. liga: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz