Tyszanie objęli prowadzenie w 44. minucie, kiedy "jedenastkę" wykorzystał Łukasz Grzeszczyk. Jeszcze przed przerwą po drugiej żółtej kartce wyleciał z boiska zawodnik gości Mateusz Radecki. - Przegraliśmy mecz, którego przegrać nie musieliśmy. Pomyślałem sobie przed nim, że bramkę można nam strzelić z karnego. I, niestety, trochę to wykrakałem. W pierwszej połowie panowie sędziowie ustalili całkowicie to spotkanie. Dostaliśmy rzut karny, czerwoną kartkę (drugą żółtą) za bardzo delikatny faul Radeckiego. Można było powiedzieć, że jest po meczu - dodał. Podkreślił, że mimo niekorzystnego przebiegu gry, jego zespół miał okazje do zmiany wyniku. - My się nie poddaliśmy, walczyliśmy do końca, w dziesięciu potrafiliśmy stworzyć sporo sytuacji. Bramka była trochę zaczarowana, piłka nie chciała do niej wpaść. Żałujemy, bo na punkt zasłużyliśmy, ale kiedy sędziowie podejmują takie decyzje, nie jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić. Dziś było bardzo nerwowo. Sędziowanie w moim odczuciu było fatalne. Nie tylko przez to doznaliśmy porażki, ale tak to wyglądało - podsumował. W doliczonym czasie spotkania, również po drugiej żółtej kartce, do szatni musiał pójść kolejny gracz Radomiaka - Damian Jakubik. W zupełnie innym nastroju na konferencji prasowej pojawił się szkoleniowiec gospodarzy Artur Derbin. - To był bardzo ważny dzień dla kibiców GKS i dla nas samych. Spoczywała na nas wielka odpowiedzialność w związku ze świętem. Gratuluję drużynie, że wytrzymała ciśnienie w tym trudnym meczu. W końcówce brakowało nam utrzymania piłki, spokoju i stąd sytuacje Radomiaka. Gdybyśmy wykorzystali jedną ze swoich okazji, nie byłoby takich nerwów. Mecze na finiszu sezonu będą pewnie tak wyglądały - stwierdził uśmiechnięty Derbin. Oba zespoły liczą się w walce o awans do ekstraklasy. Autor: Piotr Girczys gir/ cegl/ <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=linki2&utm_medium=linki2&utm_campaign=linki2">Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!</a>