Damian Gołąb, Interia: Co Raków Częstochowa i ŁKS Łódź mogą wnieść do Ekstraklasy? Tomasz Łapiński: Świeżość i nadzieję. Nie oczekiwałbym od nich, że wniosą nowe rozwiązania taktyczne czy niebywałą jakość przygotowania fizycznego. Pewnie nie będzie tak, że wszyscy otworzą oczy z zachwytem, że raptem, nie wiadomo skąd, objawiły się dwa genialne zespoły. Oczekiwałbym natomiast po tych drużynach dużo entuzjazmu i ciekawej gry, a także trochę innego podejścia do taktyki. Wcale nie byłbym jednak zaskoczony, gdyby te zespoły powtórzyły drogę Górnika Zabrze z pierwszego sezonu po awansie [jako beniaminek wywalczył prawo gry w europejskich pucharach - przyp. red.]. To byłaby spora zmiana w porównaniu do obecnego sezonu, gdy beniaminkowie - Zagłębie Sosnowiec i Miedź Legnica - bronią się przed spadkiem. - Raków jest bardzo specyficzną drużyną, która nieco inaczej niż reszta podchodzi do względów taktycznych. Trener Marek Papszun jest zwolennikiem ustawienia 3-5-2, czasami nawet 3-4-3. I on, i jego drużyna dobrze się w tym czują. Zobaczymy, czy to przełoży się na Ekstraklasę, gdzie pojawią się nieco większe wymagania fizyczne i bardziej wymagający przeciwnicy. Jestem jednak bardzo ciekawy sposobu gry Rakowa na tle drużyn ekstraklasowych. Udane mecze Pucharu Polski mogły być dobrym przetarciem dla częstochowian? Wyeliminowali w końcu Lecha Poznań i Legię Warszawa. - M.in. na tych wynikach opierała się duża pewność w grze Rakowa. Ja jednak akurat do tych spotkań wielkiej wagi bym nie przykładał. W Pucharze Polski gra się pojedyncze spotkania, bez rewanżów. To jest jakiś odnośnik, wydaje mi się natomiast, że nie należy się na tym skupiać. Ani budować na tej podstawie przekonania, że Raków zrewolucjonizuje Ekstraklasę. Na przykładzie Rakowa widać chyba za to, że warto dać trenerowi dwa czy trzy lata spokojnej pracy, by przyniosła efekty. To cierpliwość, której czasami brakuje prezesom klubów Ekstraklasy. - Trener Papszun ma bardzo duży komfort pracy. Zaczął budować zespół już w II lidze. Miał na to czas i spokój, do tego pozwolenie na okres eksperymentów. Były chwile, w których drużyna nie prezentowała się najlepiej albo nie zdobywała zbyt wielu punktów. Nie było jednak wtedy żadnej tragedii, krzyku i płaczu, tylko spokojna praca. Efektem jest bardzo pewny awans. Trener Papszun wyrobił sobie taką markę, że niedawno pojawiły się nawet głosy łączące go z pracą w Legii. To trener z potencjałem na pracę w zespole z czołówki Ekstraklasy? - Cały czas oceniamy trenera tylko przez konkretne wyniki. Pamiętajmy jednak o warunkach, w jakich pracują szkoleniowcy. To kluczowa zmienna, która mocno wpływa na efekty pracy. Nie sądzę, by w Warszawie trener miał taki komfort, autonomię i czas na spokojną pracę. Legia to specyficzny klub, wszyscy oczekują błyskawicznych efektów. Tam nie ma czasu na dokładną, sumienną pracę. Trzeba nauczyć się dostosowywać do oczekiwań. To spory kłopot. Nie każdy sprawdza się w tak specyficznych warunkach? - To trudne warunki. Czas mocno się kurczy, wszystko w większym stopniu skupia się na selekcji niż na pracy u podstaw, formowaniu drużyny. To problemy, z którymi szkoleniowiec Legii musi się mierzyć. Jest mało czasu, by spróbować nauczyć drużynę gry w systemie, który się preferuje.