Dla Stali Stalowa Wola spotkanie w Krakowie nie miało już większego znaczenia, bo drużyna zajmuje przedostatnie miejsce i jest już pewne, że nie wygrzebie się nad kreskę. Co prawda beniaminek może liczyć na posezonowe zamieszanie licencyjne, ale już ostatnia porażka ze Zniczem Pruszków (0:5) pokazała, że wiary w ekipie ze Stalowej Woli jest niewiele. W zupełniej innej sytuacja jest Wisła. Piłkarze Mariusza Jopa mają ekstraklasowe aspiracje, są już pewni udziału w barażach, a przed decydującymi meczami mogą jeszcze poprawić swoją pozycję i półfinałowe spotkanie grać na swoim boisku. Z jednej strony Stal już o nic nie grała, ale z drugiej nie miała też nic do stracenia. I właśnie z takim podejściem beniaminek rozpoczął spotkanie, częściej goszcząc na polu karnym rywali niż Wisła. Ale to jednak krakowianie jako pierwsi stworzyli groźną sytuację, jednak Frederico Duarte mając przed sobą tylko bramkarza, trafił w słupek. Stal tym ostrzeżeniem się nie przejęła i cały czas próbowała atakować, ale szybko została skarcona. W 12. minucie Angel Baena zagrał do Rafała Mikulca, a ten strzałem z dziesięciu metrów zmieścił piłkę w siatce i potwierdził, że z pięcioma golami należy do najskuteczniejszych obrońców I ligi. Niewiele ponad kwadrans później było już 2:0, a tym razem Wisła pokazała, że umie ukąsić także z kontry, choć zrobiła to z pomocą... przeciwników. Kacper Duda i Duarte rozegrali piłkę, miała ona trafić do Angela Rodado, ale podanie nieszczęśliwie przeciął David Niepsuj i były wiślak wpakował piłkę do swojej bramki. Z niekorzystnej strony pokazał się także inny ekswiślak - Adi Mehremić. Bośniak tuż przed przerwą sfaulował Baenę, otrzymał drugą żółtą kartkę i Wisła cała drugą połowę grała z przewagą jednego zawodnika. Dzięki temu krakowianie w pełni mogli już kontrolować spotkanie. Nie forsowali tempa, nie dążyli też za wszelką cenę do zdobywania kolejnych bramek, jakby czekali na dopisanie trzech punktów. W pewnym momencie na murawie pojawił się jednak zawodnik, któremu bardzo zależało na zdobyciu gola. Łukasz Zwoliński wiosną jeszcze nie trafił do siatki, a przełamał się w 72. minucie, gdy mocnym strzałem wykorzystał podanie od Carbo. Po tym trafienie na boisku istniała już tylko Wisła, a potwierdziła to kolejnymi bramkami rezerwowych: Jesusa Alfaro i Tamasa Kissa. Dzięki wygranej Wisła wskoczyła na czwarte miejsce, które w półfinale barażu daje grę u siebie. Teraz krakowianie czekają na wynik poniedziałkowego spotkania Miedzi Legnica z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza. PJ