Choć gotowy do gry był Krystian Nowak, to trener Janusz Niedźwiedź uznał, że jeszcze za wcześnie by stoper wrócił na boisko w podstawowym składzie. Większa niespodzianką była gra od pierwszej minuty Davida Villanuevy. Hiszpan do tej pory zagrał tylko 21 minut i długo nie mógł nawet dostać się do kadry meczowej. Za to nawet na ławce nie było Mateusza Michalskiego. Z Widzewa do Sandecji W Sandecji zagrało dwóch zawodników z widzewską przeszłością. Zresztą Robert Prochownik wciąż jest zawodnikiem Widzew wypożyczonym do zespołu z Nowego Sącza. Z kolei Sebastian Rudol niezbyt dobrze wspomina pobyt w łódzkim klubie. Jeszcze pierwszy sezon był w miarę udany, bo rozegrał 22 spotkania. W poprzednim zaliczył tylko cztery występy i został zesłany do rezerw. Po przenosinach do Sandecji gra tu pierwsze skrzypce i okazało się, że bez problemów daje sobie radę na zapleczu ekstraklasy. W tym sezonie nie zagrał tylko raz, bo pauzował za żółte kartki. A tak jest podporą defensywy. Widzew w pogoni za liderem Łodzianie liczyli, że po czterech meczach bez wygranej w końcu przełamią się w Nowym Sączu i nie pozwolą odskoczyć liderowi Miedzi Legnica. Gospodarze mieli okazje, by jeszcze mocniej zadomowić się w strefie barażowej. Początek spotkania był bardzo wyrównany - okazje mieli piłkarze obu drużyn. Strzelali Bartosz Guzdek i Daniel Chmiel, ale dużo lepszą sytuację zmarnował Villanueva, który przegrał pojedynek z Dawidem Pietrzkiewiczem. Przy piłce częściej byli widzewiacy, ale gospodarze kilka razy groźnie odpowiedzieli. Kun trafia w doliczonym czasie Lepiej grali jednak goście. Uderzali Daniel Tanżyna, Dominik Kun i Villanueva, ciekawą akcję przeprowadził Patryk Stępiński, ale nikt nie doszedł do podania. Po półgodzinie gry Widzew przy piłce był dwa razy częściej niż Sandecja, ale goli wciąż nie było. Kiedy wydawało się, że sędzia zakończy pierwszą połowę, widzewiacy dopięli swego. Gospodarze zapomnieli, że trzeba pilnować Kuna. Pomocnik Widzewa silnym uderzeniem pokonał Pietrzkiewicza. Nos trenera Sandecji Dariusz Dudek, trener Sandecji, zauważył, że jego zespół gra słabiej. W przerwie zmienił dwóch zawodników, by zwiększyć szanse na wyrównanie. To jednak nadal goście prezentowali się lepiej. Po rzucie z autu, piłka trafiła pod nogi Tanżyny, ale stoper pomylił się o kilkadziesiąt centymetrów. Z czasem gospodarze zaczęli dochodzić do głosu i spychać do obrony łodzian, którzy ratowali się wybiciami na rzut różny czy aut. Po kolejnym stałym fragmencie, piłkę wybił Tanżyna, ale sędzia przerwał grę po sygnale z wozu VAR. Sławomir Jarzębak obejrzał sporną sytuację i uznał, że stoper Widzewa zagrał ręką. Podyktował rzut karny, który wykorzystał Damir Sovsić. Tomczyk ratuje Widzew Sandecja poszła za ciosem - a prowadzenie dał zmiennik Błażej Szczepanek. Z łodzian jakby uszło powietrze - popełniali błąd za błędem. Nerwy puścił także trenerowi Januszowi Niedźwiedziowi, który dostał żółtą kartkę. Szkoleniowiec robił zmiany, ale jego piłkarze długo nie mogli się pozbierać. Dopiero w końcówce kilka razy groźnie zaatakowali, a punkt minutę przed końcem regulaminowego czasu uratował rezerwowy Paweł Tomczyk, który wykorzystał świetne podanie Kuna. Sandecja Nowy Sącz - Widzew 2-2 (0-1) Gole: Sovsić (61., karny), Szczepanek (67) - Kun (45.), Tomczyk (89.) Sandecja: Pietrzkiewicz - Osyra, Boczek, Rudol, Słaby - Chmiel (46. Dikov), Sovsić, Fall, Janicki, Piter-Bućko - Prochownik (46. Szczepanek).