Choć to Chorzów był gospodarzem rekordowego "Meczu Mistrzów", i choć to "Niebiescy" mogą dziś chwalić się mianem organizatora spotkania z najwyższą frekwencją w polskiej lidze w XXI w., to jednak można przypuszczać, że chorzowscy kibice woleliby tę potyczkę jak najszybciej wymazać z kronik. Ruch zagrał fatalnie, jego obrona popełniała kardynalne błędy, a każda kolejna pomyłka tylko nakręcała Wisłę Kraków. W efekcie 13-krotni mistrzowie Polski rozbili 14-krotnych, a do triumfu na oczach blisko 54 tys. widzów krakowian poprowadził Angel Rodado. Część kibiców jeszcze stała pod bramkami, czekając na wejście na stadion, gdy nagle z okolic murawy dało się usłyszeć głośne: "Jeeeest". Małym zaskoczeniem mógłby by fakt, że to właśnie Wisła zdobyła bramkę, ale znacznie większym, że do siatki trafił Mariusz Kutwa. Bardzo prawdopodobne, że gdyby za żółte kartki nie pauzował Alan Uryga, to 21-letni zawodnik w ogóle nie wyszedłby na boisko, tymczasem wystąpił w pierwszym składzie i to właśnie przy 54 tys. widzów świętował swoją pierwszą bramkę w seniorskim zespole Wisły. Inna sprawa, że zawodnicy Ruchu zrobili wiele, by nie przeszkadzać Kutwie. Zawodnik Wisły po prostu zameldował się na 11. metrze, dośrodkowana z rzutu rożnego piłka wylądowała pod jego nogami, a Kutwa z całych sił umieścił ją pod poprzeczką. Trzeba przyznać, że niewiele więcej pracy przy drugiej bramce dla Wisły musiał wykonać Angel Rodado. Hiszpan też znalazł sobie wolne miejsce w polu karnym, a dośrodkowana piłka niemal spadła na jego głowę i sytuacja Ruchu zrobiła się nie do pozazdroszczenia. Gospodarze na łopatki rozłożeni zostali jeszcze w pierwszej połowie. Po długiej przerwie spowodowanej dymem z rac piłka w polu karnym trafiła do Angela Baeny i Hiszpan nie miał problemów z trafieniem na 3:0. Pozytywnie nastawieni do meczu kibice z Chorzowa powoli zaczynali tracić cierpliwość i w ich przyśpiewkach coraz częściej słychać było nawoływania do znacznie lepszej gry ich pupili. Na niewiele się to jednak zdawało, bo ofensywa Ruch nie istniała, a obrona popełniała szkolne błędy. Nic więc dziwnego, że piłkarzy gospodarzy schodzących do szatni pożegnało ok. 30 - 40 tys. gwizdów. Kibice Ruchu serdecznie dość wszystkiego mieli już po kwadransie drugiej połowy. Wtedy to kolejne dwie bramki dołożył Angel Rodado i w ten sposób uczcił narodziny swojego dziecka. Dla fanów gospodarzy 0:5 to było już jednak zdecydowanie za dużo i powoli zaczynali opuszczać Stadion Śląski. Do końca meczu Ruch próbował zdobyć jeszcze honorową bramkę, ale trudno było nie odnieść wrażenia, że zawodnicy z Chorzowa chcieli już jak najszybciej opuścić Kocioł Czarownic. Dzięki wygranej Wisła wskoczyła na szóste miejsce w tabeli i do czwartego Ruchu traci już tylko dwa punkty. Z Chorzowa Piotr Jawor