Przypomniał przywiązanie Cieślika do barw jednego klubu, skromność i wielkie sukcesy sportowe, w tym wygrany mecz ze Związkiem Radzieckim 2-1 na Stadionie Śląskim w obecności stu tysięcy kibiców. - Gerard Cieślik swoją obecnością na stadionie uczył kultury kibicowania. Niech stadion przy ulicy Cichej będzie zawsze miejscem takiego stylu kibicowania - apelował abp Skworc. - Powiedzieć o Gerardzie Cieśliku, że był człowiekiem niezwykłym - to mało. Był niemożliwy. Tyle w sobie mieścił: śląskość, polskość, rodzinność, pracę, sport, dumę z występów w koszulce niebieskiej i biało-czerwonej - powiedział Jerzy Buzek, były premier i przewodniczący Parlamentu Europejskiego. W uroczystym pożegnaniu Gerarda Cieślika wziął udział m.in. prezes PZPN-u Zbigniew Boniek. - Ile razy przyjeżdżałem na Ruch - prawie zawsze jako przeciwnik - zmieniali się piłkarze, trenerzy, zarządy, natomiast Gerard Cieślik był w tym samym miejscu. Kibice mieli satysfakcję, że człowiek-legenda jest z nimi. Był piłkarzem niebywałym, człowiekiem znakomitym. Będzie natchnieniem dla młodych piłkarzy jak żyć i osiągnąć sukces - zaznaczył Boniek. W imieniu piłkarzy i trenerów Ruchu pożegnał Cieślika Antoni Piechniczek. - Moje pokolenie zapamięta wielki Ruch Chorzów i Cieślika jako tych, którzy przecierali szlaki i otwierali okna na świat młodym chłopcom marzącym o sportowej karierze. Na paru kilometrach kwadratowych urodziło się, wychowało i wyszkoliło wielu piłkarzy, którzy później grali w reprezentacji, uczestniczyli w mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich - podkreślił były selekcjoner polskiej kadry i wiceprezes PZPN. Legendarny piłkarz Ruchu zmarł w niedzielę w chorzowskim szpitalu w wieku 86 lat. Na przełomie września i października był już w szpitalu w związku z zapaleniem płuc i problemami żołądkowymi. Po powrocie do domu wydawało się, że odzyskuje siły. W jego życiu jak w soczewce skupiły się dramaty i radości całego pokolenia. "Gdybym zaczynał życie jeszcze raz, też zostałbym piłkarzem. Chyba nie ma nic lepszego" - powiedział niegdyś w wywiadzie dla PAP. Urodził się 29 kwietnia 1927 roku w Hajdukach Wielkich, dziś dzielnicy Chorzowa. Jego ojciec - Antoni był powstańcem śląskim. Zginął podczas drugiej wojny światowej od wybuchu bomby zrzuconej przez niemiecki samolot. On sam został wcielony do Wehrmachtu, co było dramatem dla chłopaka wychowanego w duchu polskiego patriotyzmu. Był sławnym Ślązakiem, wielkim piłkarzem Ruchu Chorzów, ale jego ostatnią wolą było to, aby pochować go w dresie reprezentacji Polski, który otrzymał od obecnego prezesa PZPN. Gerard Cieślik przez całe życie był wierny swojemu Ruchowi. Stał się symbolem przywiązania do barw klubowych. Zdobył z nim trzy tytułu mistrza Polski (1951-1953) i wywalczył Puchar Polski (1951). Rozegrał w jego barwach 249 meczów i strzelił 177 goli. Szybkością, boiskową inteligencją i przede wszystkim ciężką pracą z naddatkiem rekompensował brak imponujących warunków fizycznych. Był znakomitym napastnikiem - dwukrotnie zdobywał tytuł króla strzelców ligi. W 1969 r. wybrany został najlepszym piłkarzem 50-lecia PZPN. W latach 1947-1958 był piłkarzem reprezentacji Polski. Rozegrał dla niej 45 meczów, ale strzelił aż 27 goli! Po jego dwóch bramkach "Biało-czerwoni" pokonali w 1957 roku na Stadionie Śląskim w Chorzowie Związek Radziecki 2-1, co było nie tylko wydarzeniem sportowym, ale w ówczesnych czasach przede wszystkim politycznym. Jako jedyny, w drodze wyjątku, a zarazem uznania, został przyjęty do Klubu Wybitnego Reprezentanta, choć skupia on piłkarzy, którzy rozegrali przynajmniej 60 meczów w biało-czerwonych barwach. Należał także do rodziny polskich olimpijczyków - reprezentował Polskę na igrzyskach w Helsinkach w 1952 roku. W 1999 został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Mimo problemów zdrowotnych, starał się chodzić na mecze swojej ukochanej drużyny. Do końca życia mieszkał niedaleko stadionu w Chorzowie. W klubie mówiono o nim zwykle "pan Gerard". Cieszył się ogromnym szacunkiem nie tylko kibiców "Niebieskich". Wiele wskazuje na to, że zostanie patronem stadionu Ruchu.