Grzegorz Wędzyński: - Dziękuję za gratulacje. To był naprawdę dobry mecz, z całą pewnością na pierwszoligowym poziomie. Jestem bardzo zadowolony z naszej postawy. Wygrana z Lechem wcale mnie nie dziwi, bo mówiłem, że ich pokonamy, nawet dzisiejsze gazety piszą, że byłem prorokiem. Proszę zwrócić uwagę na to, że podczas przygotowań do sezonu graliśmy z silnymi przeciwnikami i wygrywaliśmy. Czasem nawet nie mogli wypracować sobie pozycji strzeleckiej. W drugiej lidze też pokonaliśmy Wisłę Płock 4:0, a teraz jest liderem. INTERIA.PL: - Ale z Kmitą Zabierzów męczyliście się strasznie i straciliście dwa punkty, w dodatku u siebie. - Właśnie. To nie przypadek. Nam po prostu ciężko się gra z zespołami, które nie są dobrze poukładane. Gdzieś ktoś kopnie, inny pociągnie z piłką, zrobi się z tego wszystkiego chaos, a nam trudno uspokoić grę. Bo nie obrażając nikogo w drugiej lidze, to w niej jest więcej walki niż gry. W meczu z Lechem mogliśmy pokazać swoje umiejętności, zresztą bramki, które strzeliliśmy, były naprawdę piękne. Sporo było też ładnych akcji. To był najlepszy mecz Polonii w tym sezonie? - Chyba tak, a w każdym razie jeden z najlepszych. W dodatku nie wystąpiliśmy w najsilniejszym składzie. No właśnie. Nie był pan zaskoczony tym, że nie grali tacy piłkarze jak Radosław Gilewicz, Radosław Majdan czy Jacek Kosmalski? - Decyzję o tym kto gra podejmuje trener. Graliśmy ostatnio co trzy dni, teraz czeka nas ważny mecz ze Śląskiem, widocznie trener uznał, że kilku podstawowych piłkarzy powinno odpocząć. Cóż, w końcu w kadrze jest więcej niż tylko jedenastu zawodników. Trener dał szansę rezerwowym, a oni ją wykorzystali. Puchar Polski jest nieco lekceważony przez pierwszoligowców, ale zespoły spoza ekstraklasy traktują go bardzo poważnie, bo to świetna okazja do wypromowania klubu i samych piłkarzy. Mocno postawiliście na Puchar Polski, czy tak was zmobilizował rywal? - Nie z takimi przeciwnikami się grało, choć oczywiście Lech to silny zespół. Cieszę się, że tak dobrze wyszedł nam ten mecz i kilku młodych chłopaków wykorzystało okazję do tego, żeby się wypromować. Wiedzieliście, że na trybunach siedzi selekcjoner kadry Leo Beenhakker? - Absolutnie! Dowiedzieliśmy się o tym dopiero po meczu. Słyszałem, że podobno bardzo nas chwalił. Przyznał, że nie spodziewał się, że Polonia potrafi grać tak dobrze. Co według pana zgubiło Lecha? - Chyba byli zaskoczeni naszą dobrą i konsekwentną grą. Nie tylko strzelaliśmy piękne bramki, ale walczyliśmy w środku boiska, żeby nie dać im rozwinąć skrzydeł. Staraliśmy się odcinać przeciwników od piłek w środkowej strefie. Proszę zwrócić uwagę: Murawski nie miał wiele do powiedzenia, Reisik też sobie nie pograł. Wybiliśmy ich z rytmu i byli w szoku, nie wiedzieli co się dzieje. W ostatnim czasie w mediach pojawiły się informacje, że do klubu dzwonią trenerzy, którzy oferują się, że zastąpią trenera Fornalika. W takich okolicznościach nie pracuje się łatwo. Czy pewną nerwowości czuć było ostatnio także w szatni? - Nie. W ogóle o całej sprawie dowiaduję się od pana. Rozmawiał Mirosław Ząbkiewicz