Justyna Krupa, Interia: - Puszcza Niepołomice - co nie ukrywajmy, jest sporym zaskoczeniem - zajmuje pozycję lidera Fortuna I Ligi. Domyślam się, że teraz Waszą ambicją jest dotrwanie do końca rundy na fotelu lidera i to, by "przezimować" w tej roli. Gdyby jednak przed sezonem wam ktoś powiedział, że takie będziecie mieli perspektywy, to sami byście się chyba ze zdziwienia za głowy złapali? Marek Bartoszek, prezes Puszczy Niepołomice: - Nie jest żadną tajemnicą, że jesteśmy miło zaskoczeni tym, że jesteśmy teraz na samej górze tabeli Fortuna I Ligi. Jednak - jak sobie to na spokojnie analizujemy - to jesteśmy w stanie znaleźć przynajmniej część przyczyn tego stanu rzeczy. Drużyna została w większości w podobnym składzie po tym, jak udało jej się w poprzednim sezonie wywalczyć utrzymanie, po dużej wymianie pokoleniowej. Kręgosłup drużyny, która "otrzaskała się" w poprzedniej kampanii pozostał, doszło tylko kilku zawodników. To, że w trudnym momencie patrzyliśmy wszyscy w jednym kierunku i ciągnęliśmy ten wózek wspólnie, teraz procentuje. Oczywiście, mieliśmy trochę szczęścia, udało się wygrać kilka meczów, w których nie byliśmy faworytami. Potem zawodnicy zaczęli się z każdym meczem "nakręcać". Natomiast myślę, że to, czy zajmiemy na koniec jesieni pierwsze czy drugie miejsce w lidze nie ma specjalnego znaczenia. Kluczowy będzie początek następnej rundy. To, jakie kluby poczynią zmiany w składach, jak drużyny wystartują. Luty i marzec - te miesiące odpowiedzą tak naprawdę na pytanie o to, kto o co będzie w tej lidze walczył. Dodatkową "mobilizację" dołożył wam jeszcze przed meczem ze Skrą Czestochowa trener Piotr Stokowiec, którego słynna wypowiedź o "zapierdzielaniu do Niepołomic", nagrana na filmiku, obiegła media społecznościowe. Opinia publiczna odebrała jego słowa jako lekceważące wobec mniejszych ośrodków piłkarskich, choć szkoleniowiec ostatecznie sumitował się i zapewniał, że nie taka była jego intencja. - To była wypowiedź w pewnym sensie wyrwana z kontekstu, bo po internecie krążył 20-sekundowy fragment nagrania. Odebrałem to trochę inaczej. Myślę, że trener nie chciał uderzyć ani w Niepołomice, ani w nasz klub, zresztą później to jasno wytłumaczył w swoim oświadczeniu. Chciał pokazać, że tu jest Fortuna I Liga, a tu - Ekstraklasa. Nikt się tu nie obraził, choć oczywiście zrobiło się wokół tego głośno, zostało to rozdmuchane. Nasze klubowe media społecznościowe wykorzystały to tylko w formie żartu do promocji poniedziałkowego meczu ze Skrą Częstochowa. Dzięki temu na ostatnim meczu było naprawdę dużo ludzi na trybunach. Zwłaszcza, że zwykle poniedziałek, godzina 18, to nie jest najbardziej fortunny termin. A my mieliśmy tego dnia drugą frekwencję w całym sezonie. Jeśli to nam pomogło, to fajnie wyszło. Natomiast my nie mamy tu żadnego sporu z trenerem Stokowcem, nie oczekiwaliśmy też, że ktoś będzie tu cokolwiek prostował, czy przepraszał. Kompletnie nie. Wiem, że wywołało to lawinę komentarzy, ale nie robiłbym z tego żadnej afery. Czytaj także: Piotr Stokowiec broni się po burzy o "zapierdzielanie do Niepołomic" Przy tej okazji warto jednak przypomnieć, jaką pracę w ostatnich latach włożono w Niepołomicach w to, by klub się rozwijał. Pamiętam jeszcze dekadę temu w Niepołomicach takie obrazki, jak suszące się na sznurku stroje zawodników tuż obok głównego boiska. A teraz wygląda to wszystko coraz bardziej nowocześnie. W rozmowach z zawodnikami Puszczy słyszałam, że chwalą np. rozbudowanie klubowej siłowni. Infrastrukturalnie to - może małymi krokami - ale idzie do przodu. - Cały czas staramy się rozwijać. Wiadomo, że chcielibyśmy mieć jeszcze wyższe standardy, na poziomie najbogatszych klubów Fortuna I Ligi, nie mówiąc o standardach Ekstraklasy. Wystarczy powiedzieć, że gdy obchodziliśmy 90-lecie - a ja wtedy zaczynałem pracę w klubie, w mediach klubowych - to klub osiągnął największy ówczesny sukces w historii, którym był awans do Fortuna I Ligi. Po roku - z różnych przyczyn - z tej ligi spadł. Nie byliśmy wówczas gotowi na grę na zapleczu Ekstraklasy. Wykorzystano jednak dobrze te lata w II lidze, drużyna wywalczyła ponowny awans i teraz zbieramy dobre żniwo ostatnich lat, w postaci zrównoważonego rozwoju. Nasz budżet też nie jest z gumy, jesteśmy pewnie jedną z najmniej zamożnych drużyn na poziomie Fortuna I Ligi, ale nasze wyniki pokazują, że czasem da się finansową rzeczywistość nagiąć i rywalizować w tej lidze jak równy z równym, mimo mniejszych zasobów. To zawsze kwestia nie tylko pieniędzy, ale tego, w jaki sposób się je wydaje. - Zdarzają się takie momenty, gdy przegrywamy rywalizację o jakiegoś zawodnika z klubem II-ligowym. Bo dany klub jest w stanie zaoferować piłkarzowi większe pieniądze. Tylko, że my mamy taką filozofię, że jeżeli dany zawodnik za "parę złotych" woli iść grać do klubu z niższego poziomu rozgrywkowego, to znaczy, że on charakterologicznie nie pasuje do naszej drużyny. Bo my chcemy budować klub na zawodnikach, którzy chcą jeszcze coś wygrać, chcą się rozwijać i iść dalej. Nie jest też tajemnicą, że jeżeli nasz zawodnik dostaje fajną ofertę z lepszego klubu, w tym klubów z Ekstraklasy, ciekawą dla zawodnika i dla nas, to staramy się porozumieć. Żadnemu zawodnikowi nie robimy problemów z odejściem i na tym też zyskujemy. Coraz więcej bowiem ciekawych młodych graczy chce mieć taki "przystanek" w Puszczy Niepołomice, bo wie, że stąd może gdzieś się wybić. A może w tym sezonie uda nam się osiągnąć coś bardzo wartościowego wspólnie. Wasza polityka wobec młodych bramkarzy jest tutaj dobrym przykładem. Ściągaliście ich w ostatnich latach konsekwentnie, by ich ograć i by mogli dalej robić karierę, z korzyścią dla obu stron. Ostatni przykład to obecny bramkarz Radomiaka Gabriel Kobylak, ale było ich więcej. - To prawda. To jednak też czasem powoduje, że popełniamy więcej błędów z tyłu, np. przy wyprowadzeniu piłki, gdzie ci bramkarze muszą jeszcze nabierać doświadczenia. Ale ma pani rację, w przeszłości było kilku takich golkiperów: oprócz Kobylaka również m.in. Karol Niemczycki, który teraz gra w Cracovii. To my go ściągnęliśmy z powrotem do Polski, z NAC Breda. Wcześniej mieliśmy Miłosza Mleczkę z Lecha Poznań. Część z nich była też powoływana do młodzieżowej reprezentacji Polski. Mieli okazję pokazać się w naszym klubie i dalej się wypromować. Nasz trener bramkarzy ma świetne oko do tych młodych zawodników. Oni mu bardzo ufają, bo wiedzą, że przy nim można się rozwinąć. Powiem szczerze, że mamy na tyle ugruntowaną tę pozycję, jeśli chodzi o wyszukiwanie bramkarzy, że mamy już listę kolejnych, z roczników 2006-2007, którzy są przez nas obserwowani bądź już podpisali z nami umowy i są wypożyczani do swoich macierzystych klubów. Chociaż od czasu do czasu też nie boicie się postawić na zawodnika bardzo doświadczonego. Kiedyś takim ruchem było ściągnięcie byłego mistrza Polski z Wisłą Kraków Erika Cikosa, a niedawno - innego byłego gracza "Białej Gwiazdy", Rafała Boguskiego. Niektórzy żartują, że skoro "Boguś" musiał opuścić Ekstraklasę, to teraz Ekstraklasa ma szansę wrócić do Boguskiego. - Może tak być. Pomysł nasz na budowę tej drużyny jest jasny: młodzi zawodnicy na początku swojej przygody z piłką na poziomie centralnym plus grupa bardziej doświadczonych graczy, stanowiących o kręgosłupie tej drużyny. Bo samą młodzieżą nie da się grać. Wspomniała pani o Eriku, Rafale, jest też np. Łukasz Sołowiej, który świetnie zna realia I-ligowe. Od kogoś ci młodzi gracze muszą się uczyć. Mieć możliwość przebywania w szatni z takimi zawodnikami, jak Erik czy Rafał, który są mistrzami Polski - tego się nie da kupić w supermarkecie. Erik grał też przecież w europejskich pucharach, ma w dorobku również mistrzostwo Słowacji. A Rafał - mecze w reprezentacji Polski. Trzeba na co dzień współpracować z takimi zawodnikami. Deklarował pan w mediach, że nie będzie na siłę odwodzić drużyny od ewentualnego awansu do Ekstraklasy, gdyby rzeczywiście na koniec sezonu była nań realna szansa. Bywały bowiem w historii takie przypadki, gdy działacze "blokowali" awans do wyższej klasy rozgrywkowej, bo nie chcieli mieć problemów organizacyjnych ze spełnieniem wymogów licencyjnych. Wy deklarujecie, że marzeń o awansie blokować nie będziecie. Choć nie da się ukryć, że to duże wyzwanie, by ewentualnie dostosować stadion w Niepołomicach do wymogów Ekstraklasy. - Oczywiście, byłoby to ogromne wyzwanie. Na pewno musielibyśmy też zmodyfikować organizacyjnie pracę w klubie, zwiększyć liczbę osób w pionie sportowym. Tym bardziej, że nie zajmujemy się tylko pierwszą drużyną, prowadzimy też np. akademię piłkarską. Natomiast ja to rozumiem tak: po to się wychodzi na boisko, po to się zostaje sportowcem, by wygrywać. Jeżeli ktoś odgórnie chciałby zablokować marzenia i pracę zawodników oraz sztabu z przyczyn organizacyjnych, to to wszystko nie ma sensu. Tak naprawdę takie osoby nie powinny według mnie pracować w sporcie. Po to pracujemy, po to się wszyscy rozwijamy, żeby te kolejne szczeble spróbować pokonywać. Zauważyłem też ważną rzecz. Zważywszy, że jest teraz w Fortuna I Lidze sporo klubów, które miały możliwość gry w Ekstraklasie, to ich działacze, z którymi rozmawiam, podkreślają, że jedno zostaje po takim awansie do Ekstraklasy: pewne procesy, które usprawniają i rozwijają działanie klubu. Jak się raz wprowadzi - dla potrzeb gry w Ekstraklasie - pewne wymagania, to one potem ułatwiają codzienną pracę w klubie. Czytaj także: Były mistrz Polski: Oby Wisła awansowała razem z nami! Pewną inspiracją dla was, patrząc na kluby z Małopolski, może być Bruk-Bet Termalica Nieciecza, czyli klub, który już grywał w Ekstraklasie, a który przecież jest zlokalizowany w miejscowości jeszcze dużo mniejszej, niż Niepołomice. Tam jednak nie było problemu z infrastrukturą. Czytałam natomiast pańskie wypowiedzi, w których zapewnił pan, że będziecie wstępnie sondować możliwość dostosowania stadionu w Niepołomicach do wymogów Ekstraklasy. - Można na pewno porównać nas z Niecieczą, jeśli chodzi o pewien potencjał miejsca, też jesteśmy mniejszą miejscowością. Nie można jednak nas porównywać, jeśli chodzi o potencjał finansowy. Ja zresztą pracowałem swego czasu w Bruk-Bet Termalice, mam ogromny sentyment do tego klubu. Natomiast to jest klub z potężnym sponsorem i do tego klub prywatny. Dlatego tam pewne rzeczy da się załatwić dużo szybciej, niż np. w przypadku stadionu, który jest własnością miejską. Tu wchodzą w grę np. przetargi na rozbudowę itd. Natomiast przewertowałem już na wszystkie strony podręcznik licencyjny. Musimy wiedzieć, czego nam brakuje. Jesteśmy po wstępnych rozmowach z miastem i przedstawicielami PZPN. Po pierwsze, na pewno będziemy składać wniosek o licencję na grę w Ekstraklasie. I to niezależnie od tego, czy będziemy na I miejscu, czy blisko baraży. Tego wymaga bowiem procedura, by w ogóle do tych baraży przystąpić. Nasz plan jest teraz taki: w zimie, po ostatnim meczu siadamy na poważnie, zbieramy projektantów, ludzi, którzy będą nam w stanie odpowiedzieć, co przy naszych ograniczeniach przestrzennych jesteśmy w stanie zrobić na naszym stadionie. Potem będziemy musieli porozmawiać z miastem. I z tym pakietem dokumentów i uzgodnień będziemy musieli rozmawiać z PZPN o tym, jakie mamy dostępne scenariusze. Czy jest możliwość dostosowywania naszego obiektu przez pewien czas, czy też musimy szukać innego rozwiązania, w tym wynajmu innego obiektu. Wiadomo, że dla nas najpiękniejszą klamrą - gdyby się okazało, że awansujemy - byłaby gra w Niepołomicach. Nie ma co ukrywać, że będziemy chcieli zrobić, co w naszej mocy, by tam grać. Natomiast Ekstraklasa rządzi się swoimi prawami, jakość tego produktu musi być odpowiednia. Będziemy rozmawiać. Nie wszyscy pamiętają, że Puszcza to nie tylko ten pierwszy zespół grający w Fortuna I Lidze, ale też m.in. akademia czy futbol kobiecy. Dla nas posiadanie akademii - poza tym, że daje możliwość dzieciakom z całego regionu trenowania w dobrych warunkach - to też wiara, że w ciągu roku czy dwóch pierwsi zawodnicy - wyszkoleni od momentu profesjonalizacji akademii - zaczną stanowić o sile szerokiej kadry zespołu. Dla polskiej piłki wasz ewentualny awans byłby pozytywnym sygnałem. Świadczyłoby to o tym, że codzienna, mrówcza praca "u podstaw" też może dać - przy zachowaniu konsekwencji i długofalowym planie - efektowne rezultaty. A nie tylko jednorazowe rzucenie worka z pieniędzmi. W końcu jesteście klubem, gdzie np. trener pierwszej drużyny Tomasz Tułacz pracuje już ponad 7 lat. W polskim futbolu mamy problem z długofalowością, ze zwalnianiem trenerów co parę miesięcy, z realizacją długoterminowych wizji. Mówił o tym ostatnio na łamach Interii m.in. Adrian Gula, były trener Wisły. Wy tymczasem jesteście na drugim biegunie. - Miło to słyszeć. Choć nie mnie oceniać, która droga jest lepsza. My wybraliśmy taką. To jest też związane ze specyfiką naszego miasta. Czujemy się klubem rodzinnym. Oby było tak jak najdłużej. Nie jesteśmy korporacją, w takim negatywnym sensie. Uwarunkowania każdego klubu są inne, natomiast my staramy się być wierni swoim wartościom. Po paru latach spokojnej pracy teraz faktycznie zrobiło się o nas głośno, zbieramy tego pozytywne owoce i to daje nam satysfakcję. Teraz mamy szansę, która może się nie powtórzyć. Ale bardzo by mi zależało, by nikt u nas w klubie nie miał poczucia porażki, gdyby z tym awansem do Ekstraklasy jednak się nie udało. Proszę wziąć pod uwagę, jakie drużyny są za nami w tabeli: ŁKS, Arka, Wisła jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa, Ruch Chorzów, Podbeskidzie. To są drużyny, które będą miały większy potencjał, by w zimie wzmocnić kadrę, niż my. Natomiast my zrobimy wszystko, by spróbować tę swoją szansę wykorzystać. Twardo stąpamy po ziemi i chcemy być gotowi na różne scenariusze, łącznie z tym najprzyjemniejszym. Rozmawiała: Justyna Krupa