Odpowiedź jest teoretycznie prosta. Najbardziej utytułowany polski klub w najnowszej historii futbolu, dysponując nowym i dużym stadionem, a przede wszystkim rzeszą wiernych kibiców, powinien rok w rok szturmować rozgrywki europejskie. Fakty są jednak o wiele bardziej brutalne. Nawet czwarte miejsce, jakie dziś zajmują wiślacy w Ekstraklasie - zważywszy na stan klubowych finansów - jest na wyrost. Byłoby dobrze, aby hurraoptymiści, którzy po zwycięstwach w Krakowie nad Lechem i Legią wsiedli do balonu z napisem "Lecimy do Ligi Mistrzów", wzięli sobie do serca kilka faktów. "Ja będę ostatnim, który za cenę mrzonek o mistrzostwie Polski wpakuje się w kolejne problemy. Ja mogę się spakować i stąd wyjść, ale nie chcę mojemu następcy zostawić sytuacji, jaką sam zastałem" - podkreśla Bednarz. Szokująco mocno brzmi także w innym momencie wywiadu: "Brak trwałej płynności finansowej uniemożliwia budowę jakichkolwiek długofalowych planów." Znamienne są również słowa: "Musimy twardo stąpać po ziemi. Jeśli ulegniemy jakiejkolwiek euforii i odejdziemy od realizowania planu restrukturyzacji, to nie doczekamy się dobrej przyszłości." Widać z tego, że bieda szaleje na całego. Zresztą nie tylko w Wiśle, ale w całej polskiej piłce, w całym polskim sporcie. Gdy prezes Bednarz udzielał mi wywiadu przy okazji spotkania świątecznego, trener Franciszek Smuda na spotkaniu z właścicielem Bogusławem Cupiałem próbował załatwić transfery. Jak zauważył pewien mój przyjaciel, znający wiślacką tematykę od podszewki, to dosyć dziwne zwyczaje, że w kluczowym dla wzmocnień spotkaniu nie bierze udziału prezes klubu. Ot, takie zwyczaje. Franzowi Smudzie trudno się dziwić, że walczy o swoje. Gdy przychodził latem i kasa była pusta, a Wisła, by przeżyć kryzys, zwolniła znacznie więcej zawodników niż ich zatrudniła, Smuda usłyszał obietnicę: "Dotrwaj do grudnia bez większych strat punktowych, później złapiemy finansowy oddech i zaczniemy wzmocnienia." Franz swoje zadanie wykonał - straty do lidera nie są wielkie, a w meczu z Pogonią można je jeszcze bardziej zminimalizować. Teraz oczekuje, by wzmocnić zespół rozsądnymi transferami. Mówiło się o trzech-czterech. Dzisiaj, po serii niepowodzeń ekipy w meczach wyjazdowych, widać, że potrzebuje ona uzupełnienia i zasilenia charakternymi piłkarzami. Czy jest to możliwe bez poważnych wydatków, na które obecnie Wisły nie stać? Jeśli tak, to wymaga sporej gimnastyki. Siłowanie "Białej Gwiazdy" z transferami ma jeszcze jeden aspekt. Wśród kandydatów na wiślaków słychać głównie nazwiska z obcych krajów, niesłowiańskich, co ma znaczenie przy asymilacji, opanowaniu naszego języka i kultury. Moim zdaniem, Wisła ma dziś idealny balans w wyjściowym składzie: siedmiu Polaków (Burliga, Głowacki, Miśkiewicz, Paweł Brożek, Chrapek, Garguła, Boguski), trójka łapiących w lot polski Słowian (Jovanović, Stjepanović, Bunoza) i jeden-dwóch obcokrajowców spoza słowiańskiej wspólnoty językowo-kulturowej (Guerrier, Sarki). Ewentualne odwrócenie tych proporcji może niebezpiecznie zawrócić Wisłę do czasów Roberta Maaskanta i Stana Valckxa, gdy w okresie kryzysu nie wszyscy w zespole ciągnęli wózek w tę samą stronę, a gdy zaczęły się poślizgi z płatnościami, wyglądali na boisku jak zdemoralizowana legia cudzoziemska. Ja takiej Wisły nie chcę! Nie każdy zawodnik w tamtej ekipie był Maorem Meliksonem, a i sam Maor, gdy zaczęło się w klubie palić, nie był sobą. Nie trzeba mieć wiedzy Bednarza odnośnie stanu klubowych finansów, by wiedzieć, że nie tylko Wisły, ale nikogo w Polsce nie stać na budowę polskiej wersji Paris Saint Germain, czy Manchesteru City, w których to klubach grają najlepsi obcokrajowcy na świecie. Poza tym polska piłka lepiej na tym wyjdzie, gdy Wisła dalej, nie tylko w okresie największej biedy, będzie stawiać na swoich. Paweł Stolarski, Alan Uryga, Michał Czekaj, Michał Nalepa mogą za nią umierać nawet wtedy, gdy pracodawca spóźni się z wypłatą. Nie tak odległa historia dowodzi, że "Biała Gwiazda" czarowała swą grą i podbijała Europę składem opanowanym przez Polaków. Było w nim tylko dwóch-trzech obcokrajowców (Angelo Hugues, Kalu Uche i Mauro Cantoro), co dowodzi, że przy ich sprowadzaniu trzeba się kierować nie ilością, tylko jakością.Dla przypomnienia, wyjściowa jedenastka, którą Wisła ogrywała Parmę i Schalke wyglądała następująco:Wisła Kraków: Angelo Hugues - Marcin Baszczyński, Arkadiusz Głowacki, Mariusz Jop, Maciej Stolarczyk - Kalu Uche, Paweł Strąk (Mauro Cantoro), Mirosław Szymkowiak, Kamil Kosowski - Marcin Kuźba, Maciej Żurawski.Trener Smuda na pewno musi o tym dobrze pamiętać, bo sam zaczął budowę tamtego zespołu, a Henryk Kasperczak dokończył dzieła.Dzisiaj o godz. 18 będziemy świadkami ważnego wydarzenia. Meczem z Pogonią Szczecin Wisła żegna się ze stadionem. Odtąd będzie bazowała w Myślenicach, a na Reymonta wracać będzie tylko na mecze. To również krok zmierzający do szukania oszczędności. Na koniec rozstrzygnięcia z plebiscytu kibiców Wisły. Efektowne statuetki "Biała Gwiazda" za rok 2013 wyróżniono:- WYDARZENIE ROKU - Powrót Białej Gwiazdy na koszulki - ODKRYCIE ROKU - Michał Miśkiewicz- NAJLEPSZY MECZ ROKU 2013 - Wisła Kraków - Lech Poznań 2-0 (25.08.2013)- PRZYSTOJNIAK ROKU - Michał Chrapek- BRAMKA ROKU - Emmanuel Sarki na 2-1 w meczu z VfL Wolfsburg (13.10.2013)- NAJGORSZY MECZ ROKU 2013 - Jagiellonia Białystok - Wisła Kraków 5-2 (2.12.2013)- PIŁKARZ ROKU - Arkadiusz Głowacki- OPRAWA ROKU - Wisła Kraków - Legia Warszawa (06.10.2013).