Zawodniczki Basket Lattes Montpellier Association, podobnie jak Arka, musiały rywalizować w eliminacjach Euroligi. Ubiegłoroczne finalistki Pucharu Europy, które w decydującej rozgrywce nie sprostały w dwumeczu Nadieżdzie Orenburg, okazały się lepsze od Olympiakosu Pireus. Wicemistrzynie Francji wygrały oba spotkania - 66:63 na wyjeździe oraz 86:67 we własnej hali. Na inaugurację rozgrywek grupy B zarówno Arka, jak i BLMA doznały porażek. Gdynianki przegrały w Schio z Familą 47:51, a francuski zespół uległ u siebie Sopronowi Basket 53:66. "Odczuwamy pewien niedosyt, ale we Włoszech zapłaciliśmy frycowe. W takich spotkaniach kilka nieudanych akcji, pomimo świetnej walki w obronie, skutkuje tym, że schodzi się z boiska jako przegrany. To był jednak tylko pierwszy mecz, który o niczym nie świadczy i niczego nie przesądza" - powiedział Witkowski. W konfrontacji z węgierską drużyną 19 punktów dla ekipy z Montpellier zdobyła skrzydłowa Gabby Williams, Amerykanka z francuskim paszportem, a 12 dołożyła inna Amerykanka, ale posiadająca australijskie obywatelstwo, rozgrywająca Samantha Whitecomb. "Te zawodniczki są niezwykle groźne, ale musimy się liczyć także z tym, że przeciwko nam zdecydowanie lepiej zagra Stephanie Mavunga, która w konfrontacji z Sopronem była wyjątkowo nieskuteczna. Trafiliśmy na bardzo silnego przeciwnika, ale my też mierzymy wysoko i mamy spore aspiracje. Musimy walczyć i zrobić wszystko, aby wygrać" - podkreślił. W środowym meczu, który rozpocznie się o godz. 18, w Arce zapewne nie wystąpi podstawowa rozgrywająca Barbora Balintova. Słowaczki z powodu kontuzji kolana zabrakło już w Schio. "Decyzja zapadnie tuż przed spotkaniem, ale raczej będzie negatywna. Jest to dla nas bardzo ważny mecz, ale zdrowie zawodniczki jest ważniejsze i czekamy aż Balintova wróci do pełni sił. Powinniśmy być natomiast silniejsi pod koszem, bo coraz lepiej funkcjonuje niemiecka środkowa Marie Gulich, która jako ostatnia dołączyła do zespołu" - podsumował Witkowski. Autor: Marcin Domański