Gdynianie nie byli faworytem. W końcu w Ekstraklasie grają w grupie słabszej, podczas gdy Legia jest liderem. Mimo to Arka liczyła niespodziankę i miała nawet plan na to spotkanie. - Nie ma się co oszukiwać, że Legia jest lepsza od nas i chyba nikt nie oczekiwał, że będziemy dominowali. Szkoda jednak straconych bramek, bo liczyliśmy, że będziemy dobrze bronić przez całe spotkanie i wyprowadzać kontry. Później doszła do tego jeszcze czerwona kartka i praktycznie było po meczu - analizował na gorąco Marciniak. Do przerwy Arka przegrywała 0-2, ale mimo to gdynianie mieli jeszcze nadzieję na odwrócenie losów spotkania. Na początku drugiej części mieli bowiem dwie dogodne okazje. - Był taki moment, że wydawało się, iż łapiemy rytm, bo dobre zmiany dali Rafał Siemaszko i Grzegorz Piesio. Grzesiu dostał jednak czerwoną kartkę (za faul na Sebastianie Szymańskim - przyp. red.) i już po tym nie stworzyliśmy sobie okazji - rozkładał ręce Marciniak. Zawodnik Arki docenia klasę rywala, ale przyznaje, że miał nadzieję, że puchar trafi jednak do Gdyni. W końcu to piłkarze trenera Leszka Ojrzyńskiego byli obrońcami tego trofeum. - Ale to Legia jest mistrzem Polski, grała praktycznie u siebie i było raczej jasne, że nie będziemy stroną dominującą. Mimo to wymagaliśmy od siebie więcej. Wiadomo jednak - to jest sport i pewnych rzeczy nie da się przewidzieć - zakończył Marciniak. Legia Puchar Polski zdobyła po raz 19. w historii klubu. Piotr Jawor