Nowy trener Wisły rozpoczął przygotowania z drużyną od charakterystycznego akcentu: już na pierwszych zajęciach wiślacy przekonali się, że będzie stawiał przede wszystkim na kombinacyjną grę i panowanie nad piłką. - Drybling, gra z pierwszej! - grzmiał Adrian Gul’a na boisku w Myślenicach. Taki właśnie ma być futbol prezentowany przez Wisłę Kraków w nowym sezonie. Nowy szkoleniowiec "Białej Gwiazdy" opowiedział Interii o swojej filozofii. Justyna Krupa, Interia: Już w czasach pracy w słowackiej Żilinie inspirował się pan barcelońskim stylem gry Pepa Guardioli. Stąd ofensywny sposób gry, nacisk na posiadanie piłki. A czy od tego czasu pana filozofia trenerska się zmieniła w praktyce, ewoluowała? Adrian Gul’a, nowy trener Wisły Kraków: - Futbol dynamicznie się rozwija, trzeba na to reagować. Ja też nie jestem tak naprawdę tym samym szkoleniowcem, którym byłem w Trencinie i Żilinie. Dlatego jeździłem na liczne staże, by przekonać się, jakie trendy funkcjonują we współczesnym futbolu i móc na to reagować. Jedna kwestia to mieć inspirację - jak w moim przypadku inspiracje myślą trenerską Thomasa Tuchela, Pepa Guardioli, czy Juergena Kloppa - a druga kwestia to przekuć potem te inspiracje w praktykę boiskową, codzienną pracę z zawodnikami. Z tych staży, o których pan wspominał, które były najbardziej wartościowe? - Każdy z nich to była pewna dawka inspiracji. Ale zwłaszcza spotkanie z Carlo Ancelottim w Neapolu było fantastycznym doświadczeniem, bo mogliśmy porozmawiać face to face, także w warunkach boiskowych. Bardzo fajnie wspominam też pobyt w Monachium, w Bayernie, za czasów, gdy trenerem był tam Guardiola. Bardzo pozytywnie na mój rozwój wpłynął również staż w Ajaxie Amsterdam, z którym współpracował Trencin. Jak może wyglądać pomysł na wprowadzanie młodych zawodników do pierwszej drużyny przekonałem się z kolei w Dinamie Zagrzeb. Każdy staż to było coś nowego i cennego. W Ajaxie Amsterdam szkolił się przez jakiś czas nowy zawodnik Wisły, czyli Aschraf El Mahdioui. - Znałem Aschrafa jeszcze jako przeciwnika moich drużyn z czasów, jak grał w Trencinie, oglądałem jego mecze w europejskich pucharach. To bardzo fajnie, że mniej więcej zna tę filozofię Ajaxu, a ja ufam, że to gracz mający jakość, mogący pomóc Wiśle. Jak pan zaczynał swoją misję w Żilinie, to trudno było panu przekonać otoczenie do tego, by mocno postawić na odważnie ofensywną grę, opartą właśnie na inspiracji tiki-taką? Roman Gergel, który z panem współpracował w tym klubie, przyznał w rozmowie z Interią, że był pan tam postrzegany jako odważny innowator. - Każda zmiana bywa bolesna, łączy się z pewną presją, to normalne. Myślę, że dlatego dostaję szansę pracy w kolejnych dobrych, czołowych klubach, jak Żilina na Słowacji, Viktoria Pilzno w Czechach, czy teraz - Wisła. Dlatego, że jest tam odwaga, by na taką filozofię gry postawić. To nie tylko moja filozofia, bo Wisła też chce stawiać na "krakowską piłkę". Gergel wspominał też, że wprowadzał pan w słowackim futbolu pewne nowinki technologiczne. Zresztą pewną nowością w Żilinie za pana czasów - jak mówił - było nawet nagrywanie wszystkich treningów. - Chcę w miarę możliwości wprowadzać pewne nowe rzeczy, takie, które da się wprowadzić nawet w mniejszym klubie i za mniejsze pieniądze. Dla mnie nagrywanie treningów było rzeczą normalną, bo pragnęliśmy zaoferować pewien feedback zawodnikom, którzy chcą z dnia na dzień robić postępy. Dlatego wprowadziliśmy ten system kamer. Chcę też na bieżąco reagować na nowinki technologiczne, bo to pomoc w rozwoju dla piłkarzy i trenerów. GPS monitoring, pewnego rodzaju aplikacje. To wszystko też bierze się z mojego przekonania, że futbol to nie tylko dwie godzinki spędzone w klubie. Futbol to pewien styl życia. Chłopaki, którzy grają w piłkę to tak naprawdę szczęśliwi ludzie, bo robią to, co ich bawi. Pan generalnie pochodzi z futbolowej rodziny, bo brat też jest trenerem. - Tak, mój brat był w przeszłości bardzo dobrym bramkarzem, a dzisiaj jest trenerem, pracuje w Żilinie. Cieszę się, że możemy sobie na co dzień tyle rozmawiać o piłce. To jest też o tyle fajne, że może teraz kontynuować filozofię, którą wprowadzaliśmy w przeszłości w Żilinie. A pan, jako zawodnik, jakim typem piłkarza był? - Byłem pomocnikiem, ofensywnym, technicznym i szybkim. Zdecydowanie zawsze chciałem grać zespołowo, a nie sam, indywidualnie. Chciałem być w centrum gry, operować piłką i grać kombinacyjny futbol. W Wiśle będzie pan poddany mocnej presji, ale w Pilznie już też się pan z taką presją musiał zetknąć. Może nawet większą. Dlaczego - z pana perspektywy - nie do końca udało się spełnić pokładane w zespole oczekiwania? - Każdy trener pragnie sukcesów. Dla mnie to był tak naprawdę pierwszy raz w karierze trenerskiej, gdy rzeczywiście musiałem skończyć dany projekt przedwcześnie. To dla mnie też pewne doświadczenie, tak do tego podchodzę. Viktoria Pilzno to fantastyczny klub, mają bardzo dobrych piłkarzy i topowych działaczy. Ja jestem szczęśliwy, że miałem szansę trenować ten zespół, ufam, że to doświadczenie teraz przyniesie mi owoce. Na pewno ciekawym, ale i trudnym doświadczeniem była rywalizacja w europejskich pucharach. Rozczarowaliście kibiców. - Kilka przyczyn się złożyło na ten stan rzeczy. Przede wszystkim ekstremalna sytuacja związana z COVID-19. Zamiast dwumeczu, rozgrywaliśmy tylko jeden mecz w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Z AZ Alkmaar jeszcze w 91. minucie prowadziliśmy 1-0, po czym właśnie w doliczonym czasie gry został przeciwko nam podyktowany rzut karny. I ostatecznie skończyło się to naszą porażką. To był bardzo trudny moment. Ale taki jest futbol. Jestem obecnie skoncentrowany tylko na tym, by maksymalnie dużo osiągnąć z Wisłą. W Żilinie pracował pan z bardzo dobrym skutkiem z młodymi słowackimi piłkarzami i kilku z nich wypromowało się na tyle, by zaliczyć zagraniczny transfer. Praca z którym z nich sprawiła panu szczególną satysfakcję? Najbardziej efektowna okazała się być kariera Milana Skriniara. - Każdy taki przypadek to duża satysfakcja. Na Słowacji jest ważne, by dany chłopak był ambitny, by chciał grać nie tylko w słowackiej lidze. W szatni mówiliśmy sobie: chłopaki, naprawdę jest przed wami możliwość gry w takich klubach, jak Inter Mediolan czy Bayern Monachium. Budowaliśmy ambicję, motywację. I potem Milan Skriniar rzeczywiście trafiał do Interu Mediolan. To niesamowicie cieszy. Tak samo się radowałem, jak David Hancko trafiał do Fiorentiny, Laszlo Benes do Borusii Moenchengladbach. Postęp robili nie tylko młodzi, bo np. doświadczony Viktor Pecovsky przebijał się w reprezentacji. A był pan zaskoczony, że Polacy tak sobie nie poradzili z pana byłym podopiecznym, Skriniarem, w meczu Słowacja - Polska na Euro 2020? Oglądał pan to spotkanie? - Tak, cieszyłem się z wygranej Słowacji, bo znam też trenera, szkoleniowca bramkarzy kadry i zawodników. Milan jest oczywiście liderem reprezentacji, ale to nie tylko jego zasługa, cały zespół grał bardzo dobrze. Ale to jego nie upilnowali Polacy przy stałym fragmencie gry, choć powszechnie wiadomo było, że jest pod tym względem arcyniebezpieczny. Po meczu rozgorzała wręcz narodowa dyskusja na ten temat. - To jest piłka. Możesz być teoretycznie na sto procent przygotowany przez trenera. Ale gdy chłopak ma taki talent, jak Milan, to i tak padnie bramka. Gdyby Słowacja wyszła z grupy, to by była świetna rzecz dla słowackiej piłki. Zaczęliście przygotowania do nowego sezonu z Wisłą, ale na pierwszych treningach nie miał pan komfortu pracy. Na przykład spośród napastników ma pan chwilowo jednego nominalnego gracza do dyspozycji, czyli Jana Klimenta. Fatosa Beciraja, Aleksandra Buksy czy Felicio Brown Forbesa, którzy wciąż teoretycznie są zawodnikami Wisły, na dotychczasowych zajęciach - z różnych przyczyn - nie było. W obronie też nie jest optymalnie. Wisła wietrzyła kadrę po sezonie, ale nie wszystkie braki są jeszcze uzupełnione. - To sytuacja, która jest tylko na starcie. Zdajemy sobie sprawę z tego problemu, ale będziemy szukać zawodników tam, gdzie jeszcze w kadrze są luki. Natomiast zaznaczam, że na pozycji napastnika mamy nie tylko Klimenta, mamy też dwóch młodych chłopaków. To normalne, że gdy startuje sezon to przez pierwsze kilka dni może być taka sytuacja. Klub robi maksimum, żebyśmy mieli przynajmniej po dwóch wartościowych graczy na każdą pozycję. Po odejściu Łukasza Burligi Wisła straciła doświadczonego bocznego obrońcę. Różne nazwiska pojawiają się w kontekście wzmocnienia tej pozycji. Natomiast sprawdziłam, że swego czasu grał pan jako zawodnik w jednym zespole z byłym wiślakiem, który teraz występuje w Puszczy Niepołomice - Erikiem Cikosem. Czy on nie przydałby się na prawej obronie? - Erik był bardzo młodym chłopakiem, gdy graliśmy razem w Interze Bratysława. To bardzo pracowity piłkarz, miał do tej pory piękną karierę. Ale mamy obecnie w Wiśle dwóch młodych chłopaków na prawej obronie, to w mojej opinii bardzo fajna sprawa. Zobaczymy. A w jakim stanie jest obecnie zespół Wisły pod względem mentalnym? Nie ukrywajmy, że poprzednia runda pod wodzą Petera Hyballi była trudna dla drużyny pod wieloma względami, również pod względem psychologicznym. - Czuję, że chłopaki są przygotowani, pełni entuzjazmu. To prawda, że za nimi trudny sezon, ale teraz trzeba zrobić wszystko, by ten kolejny był lepszy.