"Paulo Sousa ma pojawić się w Polsce w przyszłym tygodniu". Już czytając tego typu informacje, które w swojej wymowie wskazują na jakieś nadzwyczajne wydarzenie, można się zastanawiać o co tu chodzi? Nie chodzi akurat w tym przypadku o żadne przejaskrawianie skłonnych do tego mediów. Obecność selekcjonera reprezentacji Polski w Polsce rzeczywiście jest czymś ekstra. Tak sformatował sobie pracę z reprezentacją nasz selekcjoner. Kiedy nie pojawiał się na początku swojej przygody, można było zrozumieć. Blokada podróży związana z pandemią, obostrzenia i inne trudności były oczywiste. Po kilku miesiącach widać jednak wyraźnie, że to jest po prostu styl jego pracy. Popularny ostatnio wariant zdalny. Sousa nie interesuje się polską ligą i nawet tego nie ukrywa. Nie bywa, nie rozmawia z trenerami, bardzo rzadko z zawodnikami. Sam szuka odpowiedzi na swoje pytania, nie widzi żadnej potrzeby konsultacji, integracji, zrozumienia specyfiki i tym podobnych. Gdyby były wyniki, trudno byłoby się czepiać. Ale przypomnijmy, że pod wodzą Portugalczyka Polska wygrała tylko raz. Z Andorą. Możliwości odpowiedzi na pytanie dlaczego tak podchodzi do tematu są dwie. Albo jest tak pewny siebie i swojego licznego międzynarodowego sztabu i wierzy, że ma wszystko pod kontrolą, albo... założył sobie, że jest tu przelotem. Dostał awans na Euro w prezencie, dogra eliminacje do mundialu. Jak się uda to świetnie, jak nie to adeus (do widzenia).Niestety, mimo całej sympatii do Portugalczyka, jego kultury osobistej i wszystkich innych powierzchownych zalet, które widać gołym okiem, ta druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna. O tym, jakie Sousa ma zdanie na temat polskiej Ekstraklasy świadczy fakt, że w jego szerokiej kadrze znalazło się miejsce tylko dla Kacpra Kozłowskiego z Pogoni Szczecin, którego traktuje jako swoje odkrycie i rzeczywiście śmiało wprowadza do kadry. Reszta jego zdaniem, nie zasługuje, aby nawet przy niej się kręcić. Czytaj całość na Polsatsport.pl!