Prezes PZPN Zbigniew Boniek próbował robić co można, by wyglądać na szefa, który ma odwagę sam podejmować kluczowe decyzje. Plątał się jednak okropnie w momentach, gdy musiał wyjaśnić, kiedy o zwolnieniu Brzęczka poinformował kapitana drużyny Roberta Lewandowskiego. Kalosze szczęścia Lewandowskiego Boniek nie byłby przy tym sobą, gdyby w dłuższej rozmowie nie popadł w wewnętrzne sprzeczności. "Tak naprawdę Brzęczka zwolnili piłkarze" - stwierdził. Czyli on jako władza wykonawcza dokonał tylko egzekucji na selekcjonerze. Zanosiło się od jakiegoś czasu, że Brzęczek zostanie zapamiętany jako trener, który straci posadę ponieważ nie umie dogodzić kapitanowi drużyny. Nie jest to byle jaki kapitan, ale najlepszy piłkarz świata 2020 roku. Dla Lewandowskiego warto zrobić wszystko, o ile nie szkodzi to reprezentacji Polski. Ona jest dobrem nadrzędnym. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Przy okazji dygresja zaczerpnięta z genialnej bajki "Kalosze szczęścia" Hansa Christiana Andersena. Człowiek nie zawsze wie, co jest dla niego najlepsze. Niedawno Lewandowski chciał uciekać z Monachium do Realu Madryt, krytykował szefów Bayernu, że zostają w tyle z transferami, gdy rywale zbroją się za setki milionów. I co? Wyszło na to, że rację mieli prezesi klubu z Bawarii. Gdyby pozwolili Polakowi spełnić marzenie i przenieść się na Santiago Bernabeu, nie zostałby graczem roku 2020. Zostawmy jednak styl w jakim Boniek wykopał z posady byłego selekcjonera, jak i rolę, którą w tym wszystkim odegrał gwiazdor Bayernu. Z punktu widzenia dobra wspólnego decyzja prezesa, czy kapitana będzie dobra, jeśli Paulo Sousa przysłuży się drużynie narodowej. Jest na to nadzieja. Z Brzęczkiem kadra realizowała plan minimum. Wygrywała ze słabszymi od siebie, przegrywał z lepszymi. Niby logiczne, a jednak zawsze marzymy, żeby selekcjoner i jego ludzie stworzyli efekt synergii, czyli, żeby klasa drużyny była wyższa niż suma umiejętności pojedynczych piłkarzy. To Brzęczkowi się nie udało. Boniek i jego determinacja Czy uda się Portugalczykowi? Będziemy zmuszeni przekonać się bardzo szybko. Trzy marcowe mecze eliminacji mundialu w Katarze (Węgry, Andora, Anglia) dadzą odpowiedź. Sousa to jak widać odważny człowiek - kontrakt podpisał do Euro 2021 - czyli za pół roku może go w Polsce nie być. Trzymajmy kciuki, żeby stało się inaczej. Bo to będzie oznaczało, że kadrze się powiedzie. Jaka determinacja musiała ogarnąć Bońka, że zdecydował się na selekcjonera z zagranicy, czego jest zdeklarowanym wrogiem. Większość polskich trenerów uważa, że kadrę powinien prowadzić Polak, choćby nikt nie potrafił wskazać konkretnego kandydata. Lewandowski pracował z Juergenem Kloppem, Pepem Guardiolą, Hansim Flickiem, jak zaspokoić jego oczekiwania trenerem z Ekstraklasy? Mamy więc Sousę w ramach wielkiego eksperymentu. Tak jak po mundialu 2006 roku głęboka depresja doprowadziła PZPN do zatrudnienia Leo Beenhakkera. Holender z marszu wygrał kwalifikacje Euro 2008 wprowadzając naszych piłkarzy do finałów mistrzostw kontynentu jako pierwszy. Potem zaczęły się schody. Bardzo strome. Nigdy się nie dowiemy na ile Boniek i cała reszta zdeklarowanych wrogów Beenhakkera utrudniła mu osiąganie kolejnych celów. Sousę Boniek weźmie pod skrzydła. Prezes ma swoje osiągnięcia w PZPN, nie chciałby kończyć kadencji wielką wtopą. Nikomu nie byłoby z nią dobrze. Portugalczyk trzyma w rękach ster statku z piłkarzami i rzeszą oddanych kibiców. Ważne by płynęli w tym samym kierunku. Futbol to ponoć zbiorowy rozweselacz. Mimo strasznego ataku pandemii wiosną 2020 roku, rząd Hiszpanii spieszył się ze wznowieniem rozgrywek ligowych uważając, że to wpłynie dobrze na samopoczucie przygnębionych obywateli. Polacy na Ekstraklasę liczyć raczej nie mogą, bo nasze kluby w rywalizacji międzynarodowej ustawicznie wpędzają nas w zły humor. Rozweselaczem bywała reprezentacja kraju. Niech portugalski selekcjoner w tych ciężkich czasach podaruje nam parę słodkich chwil. Dariusz Wołowski