Paulo Sousa doskonale zdaje sobie sprawę, że jego dni we Flamengo są policzone. Według brazylijskiej prasy sam nie zamierza jednak wykonywać żadnych ruchów, a tym bardziej podawać się do dymisji. Powód? Jeśli odejdzie z własnej woli, nie dostanie ani gorsza. A jeśli umowę wypowie klub, wówczas Portugalczyk ma otrzymać blisko 1,4 mln euro. M.in. z tego powodu Sousa nie został zwolniony natychmiast po przegranej z RB Bragantino (0-1). Klub zastanawia się bowiem, w jak najmniej bolesny dla budżetu sposób pożegnać się ze szkoleniowcem. W grę wchodzi jednorazowe wypłata niższego zadośćuczynienia lub rozłożenie płatnością na raty. Nie zmienia to jednak faktu, że Sousa przyjął pozycję wyczekującą i dopóki nie dojdzie z Flamengo do porozumienia, nie zamierza odchodzić. Inna sprawa, że Brazylijczycy nie mają jeszcze następcy dla byłego selekcjonera reprezentacji Polski. Czujność władz klubu została uśpiona w maju, gdy drużyna wygrała cztery spotkania z rzędu i była bliska doskoczenia do czołówki. Teraz przyszły jednak dwie bolesne porażki: niedzielna z ostatnią w tabeli Fortalezą (1-2) oraz wczorajsza z RB Bragantino, dzięki czemu rywale przerwali serię ośmiu spotkań bez wygranej. W ten sposób Flamengo, zamiast doskoczyć do czołówki, znajduje się w dole tabeli i ma tylko jeden punkt przewagi nad strefą spadkową. Pieniądze nie po raz pierwszy odgrywają ważną rolę w karierze Sousy, bo także finanse stały za jego odejściem z reprezentacji Polski. Flamengo skusiło Portugalczyka niemal dwukrotną podwyżkę w porównaniu do pensji, jaką otrzymał z Polskiego Związku Piłki Nożnej. - Gdyby miał honor, to sam odszedłby z Flamengo - piszą teraz brazylijscy kibice w mediach społecznościowych. Paulo Sousa odchodzi z Flamengo Według brazylijskiego "Globo" jedno jest już pewne - Sousa dłużej nie będzie prowadził Flamengo, a komunikat o zwolnieniu wstrzymuje jedynie brak przygotowanego następcy. Dotychczasowy bilans Portugalczyka to trzy wygrane, trzy remisy i cztery porażki. PJ