Defensor, który pierwszy mecz pod wodzą Sousy (wyjazdowy, z Węgrami w el. MŚ) rozpoczął na ławce rezerwowych nie mógł się uważać za pupila trenera. Przynajmniej biorąc pod uwagę jego pierwsze decyzje kadrowe, bo potem z jego usług Sousa korzystał już regularnie. Glik opublikował w sieciach społecznościowych wymowny zrzut ekranu własnego telefonu, na którym widać, że zablokował kontakt Portugalczyka w komunikatorze WhatsApp. To jednoznacznie wskazywało, jaki jest jego stosunek do zachowania byłego już selekcjonera. Równie wymowna była reakcja innego reprezentanta kraju, Mateusza Klicha, który na Twitterze skomentował sytuację słynnym cytatem. "Szkoda strzępić ryja" - napisał. Kamil Glik o odejściu Paulo Sousy Obrońca Benevento nieco więcej o odczuciach swoich, jak i kolegów z drużyny narodowej opowiedział podczas "Hejt Parku" na "Kanale Sportowym". Jak mogliśmy usłyszeć, wśród piłkarzy panowała atmosfera rozczarowania i złości. - Szczerze? Na grupie (WhatsApp, gdzie kadrowicze wymieniają wiadomości - przyp.red.) nie działo się nic. A czy ktoś wiedział... myślę, że takiej osoby nie było. Skoro nie wiedział Robert Lewandowski, to nikt nie wiedział - wspominał Glik.- Wściekłość połączona z żalem, smutkiem, zaskoczeniem - takie uczucia dominowały w prywatnych rozmowach piłkarzy, o czym mówi obrońca. - Uwierzyliśmy w trenera Sousę. Uważam, że mimo wszystko na piłce się zna. Dziś go nie ma, łatwo jest w niego uderzyć, ale na piłce się zna - podkreślił dwukrotnie Glik, wskazując na doświadczenie, jakie szkoleniowiec posiada.- Zależało mu na tym, by drużyna się ze sobą dobrze czuła. To boli. Ludzie się rozwodzą, ale myślę że ten "rozwód" nie przebiegł do końca z klasą - ocenił.Według piłkarza o decyzji Portugalczyka przesądziły kwestie finansowe, a podawane w mediach zarobki we Flamengo określił mianem "poważnych liczb". TC