To nic, że kilkanaście dni wcześniej spotkał się z Kuleszą i wystudiowanym uśmieszkiem zapewniał, że dokończy swoje "dzieło". To nic, że dzień wcześniej jego menedżer drwił z brazylijskich informacji, według których wszystko już było dogadane. Portugalczyk, ze względu na swój warsztat i kwalifikacje określany jeszcze jakiś czas temu słówkiem "top", wypiął się na reprezentację Polski i zapowiedział, że zabiera zabawki. Trudno przypomnieć sobie większy blamaż na tym stanowisku. Dotąd jeszcze nikt aż tak nie zadrwił z czegoś co jest naszym dobrem narodowym, żeby nie powiedzieć świętością. Nie wierzę, że zatrudniający go Zbigniew Boniek miał jakąś wiedzę, że Sousa jest tykającą bombą, że jest rozchwiany emocjonalnie, że potrafi być aż tak wyrachowany i łgać w żywe oczy. I że w sumie jest bardzo przeciętnym trenerem, a nie żadnym "top". Oczywiste, że obecne wydarzenie idzie na konto byłego prezesa PZPN. Tak samo byłoby, gdyby Portugalczyk okazał się strzałem w dziesiątkę. To była pomyłka. I to najdelikatniej mówiąc.Czytaj więcej na stronie Polsatsport.pl