Na konferencji prasowej, która była oficjalną inauguracją jego pracy w naszym kraju, w ciągu zaledwie pół minuty powiedział "Dzień dobry" po polsku i odwołał się do słów Papieża Jana Pawła II. Lekcja z autoprezentacji odrobiona na szóstkę z plusem. Do tego nienaganny wygląd (nie da się ukryć, mamy do czynienia z przystojnym mężczyzną), świetny, budzący zaufanie spokojny głos, prezencja, elegancja - wszystko się zgadzało. Można by dodać jeszcze nienaganne maniery, ale tu akurat "Thank you for your question" nie z dobrego wychowania wynikało. To także świetnie znana i często stosowana metoda w komunikacji. Gdy potrzebujesz chwili na zastanowienie, lub nie do końca wiesz jak na dane pytanie odpowiedzieć stosujesz podpórki językowe : "dziękuję za to pytanie" , "bardzo dobrze, że Pan o to pyta", "pyta Pan, czy..." itp. Niestety nadużywanie tej figury, a w tym przypadku nieustannie stosowanie, staje się nieznośne, by nie powiedzieć komiczne. Dlatego też Paulo "dziękuję za to pytanie" Sousa już na początku swojej pracy zyskał przydomek. Jak się później okazało nie jedyny... Paulo Sousa odchodzi. "Zabrakło efektów" Dobre pierwsze wrażenie spotęgowały wywiady telewizyjne, których udzielił jeszcze przed rozpoczęciem faktycznej pracy z reprezentacją. Rzeczowo i konkretnie opowiadał w nich o wizji swojej pracy, komplementował polskich piłkarzy, udowadniał, że zna nie tylko Roberta Lewandowskiego, czy Piotra Zielińskiego, ale też innych. Zapowiadał zmianę sytemu gry, powiew świeżości, nowoczesnego futbolu i dobrych wyników. Nikt jednak, kto słuchał wówczas słów selekcjonera nie spodziewał się rewolucji, która nastąpiła później. Nie zakładał także niezrozumiałych wyborów, dziwnych roszad w składzie, czy wreszcie marnych skutków zastosowanej terapii naprawczej. Kibice i eksperci mieli raczej wrażenie, że oto Portugalczyk serwuje nam terapię wstrząsową, która ma nam nie tylko pokazać, że poza Lewym niewielu polskich piłkarzy reprezentuje odpowiedni poziom, ale i obnaża braki taktyczne nawet przeciwko słabszym i niekoniecznie bardziej wymagającym rywalom. Zadziwiające było także to, że każdej swojej, nawet najmniej trafionej decyzji, trener zaciekle bronił. Przyznanie się do błędu, czy choćby poddanie pod wątpliwość zastosowanego rozwiązania w ogóle nie wchodziło w grę. Na konferencjach prasowych i w przedmeczowych wywiadach (jeśli w ogóle były) padały okrągłe słowa, piękne deklaracje. Gracja, elegancja, spokój. Skądś to znamy, prawda? Adam Nawałka podczas spotkań z dziennikarzami także używał wielu słów, choć niewiele mówił. Różnic jest tylko taka, że Nawałkę i prowadzoną przez niego reprezentację broniły wyniki. Do mistrzostw świata w Rosji praktycznie na każdym etapie pracy. Czytaj także: Pokrętna historia Paulo Sousy W przypadku Sousy nie tylko zabrakło konkretów, ale przede wszystkim efektów, na które czekaliśmy, z każdym proponowanym przez Portugalczyka eksperymentem, bardziej. Nie wiem czy trener prowadzący drużynę narodową zawsze powinien być przewidywalny. Może czasem zaskoczyć składem, widząc na treningach coś, czego kibic nie jest w stanie zauważyć. Ale sztukę odkrywania nieznanych wcześniej kart w ostatniej chwili Paulo Sousa opanował do perfekcji. Tylko po co? Na to pytanie już znacznie trudniej odpowiedzieć. O "pożegnaniu" Portugalczyka z reprezentacją i PZPNem można napisać właściwie wszystko, co mieściło by się w kategorii "Tak robić nie wolno". Nie porzuca się drużyny przed najważniejszymi meczami w roku. Nie szuka się nowej pracy, gdy w starej do wykonania jest ważny projekt. Nie zapewnia się wszystkich do końca, że w plotkach o przeprowadzce do Brazylii nie ma cienia prawdy. To wszyscy wiemy! I tego przez długi czas nikt Sousie (lub Zołzie - bo taki przydomek został mu nadany) nie zapomni. Wsłuchując się jedynie w słowa kibiców i dziennikarzy, czujemy się oszukani, czy wręcz zdradzeni przez "siwego bajeranta". W przestrzeni publicznej pojawiły się też wulgaryzmy i obraźliwe sformułowania, no ale to już kwestia kultury osobistej, a właściwie jej braku. Jedno jest pewne - jeśli którykolwiek z sympatyków reprezentacji Polski narzekał na świąteczną nudę, to Portugalczyk skutecznie podniósł nam wszystkim ciśnienie. Do 19 stycznia, zgodnie z zapowiedzią prezesa Cezarego Kuleszy, będziemy czekać na nazwisko nowego selekcjonera. W zaistniałej sytuacji o zagranicznym trenerze nity raczej nie myśli (i chyba długo myśleć nie będzie). Giełda nazwisk już ruszyła, więc przez najbliższe trzy tygodnie będzie o czym mówić i pisać. Ciekawe tylko czy przy ogłaszaniu nazwiska nowego selekcjonera ktoś pokusi się o stwierdzenie "trener top"? Bo co jak co, ale hasło "Zibi - top", odwołujące się do opinii innych o Paulo Sosucie, już na zawsze pozostanie synonimem nietrafionej decyzji. Oby ta podjęta niebawem przez PZPN nie była top, a z górnej półki. Po polsku, po prostu.