Już rano było dobrze, choć przecież wcale nie błyskotliwie. Katarzyna Wasick przyjechała do Paryża z rekordem sezonu 23.95 s, to trzeci wynik w całej stawce specjalistek od najszybszej konkurencji w olimpijskich zmaganiach. Było wiadomo, że poza zasięgiem może być doskonała Sarah Sjöström, ona już w eliminacjach pokazała swoją klasę, jako jedyna zeszła poniżej 24 sekund. A Polka miała 24.27 s, drugi wynik w całych eliminacjach. Była tak naprawdę ostatnią polską szansą na podium. Nie udało się Krzysztofowi Chmielewskiego na 200 m motylkiem, był czwarty. Zawiodły sztafety, generalnie Biało-Czerwoni raczej zawodzili. Najstarsza nasza pływaczka mogła to zmienić. Paryż 2024. Katarzyna Wasick walczyła o finał na 50 m stylem dowolnym Po porannych eliminacjach Wasick poczuła ulgę, wyszedł jej ten start, choć zwykle pierwszy indywidualny występ dostarcza lekkiej niepewności. Poczuła ulgę, mówiła to od razu po wyjściu z basenu w La Defence Arena. - To jeden z lepszych moich porannych startów - przyznała i poszła przygotować się "na nowe rozdanie". W półfinale popłynęła od razu w pierwszej serii, ale akurat na tym dystansie nie ma to znaczenia. Gdy płynie się 100 czy 200 metrów, można kalkulować, ile uzyskali wcześniej rywale, czy trzeba dać z siebie maksa. Na 50 metrów jest to oczywiste, nie ma miejsca na jakiś przestój czy błąd. Wasick popłynęła najszybciej, już po wyjściu spod wody sytuacja wyglądała dobrze. A później było jeszcze lepiej. Miała drugą reakcję startową, wygrała tę serię - z czasem 24.23. Nie było możliwości, by wszystkie w drugiej serii popłynęły szybciej. Druga Chinka Yufei Zhang była wolniejsza o jedną setną, trzecia Australijka Shayna Jack - o sześć. W drugim półfinale Sjöström pokazała, dlaczego jest najlepsza na świecie. 23.66 s to był nowy rekord olimpijski. A lepiej od Polki popłynęła też Amerykanka Gretschen Walsh (24.17 s). W niedzielę po godz. 18.30 przekonamy się, czy 20-letnia polska klątwa zostanie przełamana.