Piotr Jawor, Interia: Ile dni dochodzi się do siebie po takich eliminacjach? Alicja Konieczek: - A z siedem. A do finału miała pani tylko dwa. - No na pewno będzie ciężko. Przydadzą się kąpiele w lodzie, masaż. Musi być dobrze. Mimo że słychać narzekania na warunki w wiosce... - Kto narzeka?! Niech ci co narzekają, do mnie przyjdą, bo jest naprawdę dobrze. Jest wspaniale, jest super, pokoje nie są złe. Mamy nawet klimę, która działa tak mocno, że musieliśmy ją nawet wyłączyć. Do tego są wiatraki... Jedzenie? Jest każdy rodzaj, tylko trzeba kombinować. A akurat w kombinowaniu Polacy są dobrzy. - No właśnie! O co więc chodzi? Eeee, chyba niektórym na co dzień jest za dobrze (śmiech). Jest pani szczęśliwa po ustanowieniu rekordu Polski? - Jestem. Długo o nim myślałam i długo pracowałam. Myślę jednak, że w przyszłości jest dużo do poprawienia. Rekord miał przyjść właśnie na igrzyskach i tak też się stało. Rezerwy jeszcze są? - Mogłam tu pobiec 2-3 sekundy szybciej, ale nie wiem, ile ten bieg mnie kosztował. Nie mam pojęcia. Liczę jednak, że nawet jeśli ze mnie sporo wyciągnął, to z przeciwniczek również. Będzie trudno, ale powalczę w finale. Chcę fruwać nad tymi przeszkodami. Cel? - Chcę być w pierwszej ósemce, bo to daje stypendium. No bo co? Mam biec na 14. miejsce? Bez sensu. Będzie się dużo działo, ale pokażę ambicję. Może być tak, że zawodniczki pójdą na mocne bieganie i część z nich po drodze "umrze", bo to w naszej dyscyplinie jest bardzo częste. Trudno było się pani cieszyć w towarzystwie siostry, która jednak nie awansowała do finału? - Obie się cieszymy, ona w tym biegu niewiele mogła zrobić, nie była przygotowana na bieganie 9:10, a nawet taki czas nie dawał finału. Wie, że jest formie na lepsze bieganie, więc będzie kontynuowała sezon. Jest zmotywowana, cieszyłyśmy się bardzo tymi igrzyskami. Myślę, że mój awans ją zmotywował i to pozytywnie, na pewno nie ma między nami złej atmosfery. Wspomniała pani o stypendium. Jego zdobycie jest bardzo ważne, szczególnie w tak niszowej dyscyplinie. - To nie są ogromne pieniądze, ale bardzo pomagają. Mieszkam w Stanach Zjednoczonych, więc jest tam dosyć drogo, ale nie mogę narzekać. Mam wsparcie z wielu źródeł, więc łatwiej jest mi się przygotowywać, mam spokój w głowie. Liczę, że ten finał jeszcze bardziej mi pomoże. Czemu akurat Stany Zjednoczone? - Przeprowadziłam się tam studiować, spodobało mi się i zostałam, jestem tam już 10 lat. Także dla biegania, bo tam mieszkam i trenuję w górach, gdzie jednak jest płasko. W Europie takich miejsc za bardzo nie ma. Teraz mieszkam w Nowym Meksyku, 1600 m.n.p.m, pogoda jest super do trenowania. Tam też poznałam chłopaka, który jest moim trenerem. Zostanę tam pewnie do igrzysk w Los Angeles, a później może wrócimy do Europy. Rozmawiał w Paryżu Piotr Jawor