To właśnie Renata Knapik-Miazga zainicjowała moment, w którym pozostałe nasze szpadzistki wyniosły Aleksandrę Jarecką na rękach. Wszak to ona dokonała niemalże cudu. Nie przeszkodził jej pomylony wynik ani to, że do końca meczu z Chinami były tylko cztery sekundy, a Biało-Czerwone przegrywały. Trener szpadzistek odejdzie po sukcesie? "Ola pokazała, że ma jaja" Pamiętasz bardziej szalony mecz? - Zadaje się tylko z szalonymi ludźmi, więc wiedziałam, że Ola da radę. Wierzyłyście do końca, bo to zamieszanie z wynikiem mogło wybić z rytmu? - To była na pewno niezwykle trudna sytuacja dla Oli. Miała cztery sekundy, czyli tak naprawdę środek planszy. Chinka miała wybór. Mogła się bronić, a one są lepsze w defensywie. Ola to jednak jest kobieta od zadań specjalnych, więc była duża wiara w to, że to się uda. Zauważyłyście to, że wynik jest zły? - Nie skupiałam się, ale pytałam się trenera. Ten twierdził, że zdawał sobie sprawę. Jaki to był dzień? - Czułam się w dobrej dyspozycji, dlatego wiedziałam, że zrobię wszystko, żeby osiągnąć ten wynik. Próbowałyście przechytrzyć Chinki? - Były różne momenty tego meczu. Chciałyśmy się bronić. Chinki jednak narzucały presję i walka nie zawsze do końca była dobra z naszej strony. Wygrałyśmy jednak. Wszystkie jesteście bohaterkami, bo macie medale, ale zawsze patrzy się na tę zawodniczkę, która kończy. W meczu o brąz bohaterką była Aleksandra Jarecka, ale w ćwierćfinale była to Martyna Swatowska-Wenglarczyk. Na waszych rękach wylądowała ta pierwsza. - Wzięłyśmy Olę na ręce, bo ona ukoronowała nasz trud. Turniej drużynowy to sztafeta. Oddajemy sobie pałeczkę. Zaproponowałam, żeby Olę wynieść na rękach, bo pokazała - przy tym pomylonym wyniki, przy tych czterech sekundach do końca - że ma po prostu jaja. Ty dałabyś radę? - Musielibyśmy to sprawdzić. Na pewno zrobiłabym wszystko. Kiedy jest się w takiej sytuacji, to dopiero wtedy ustawia się głowę. Gdyby jednak coś nie wyszło, to nikt by nie miał żalu do Oli w tej sytuacji. Nie rozliczałyśmy się z błędów przez cały dzień, bo wiedziałyśmy, że walczymy dobrze i że stać na na osiągnięcie każdego wyniku. Medal olimpijski jest spełnieniem naszych marzeń. Jesteś najbardziej doświadczoną z tej drużyny. W tej waszej drodze do tego sukcesu nie zawsze było łatwo. Było wiele nieporozumień, kłótni, przepychanek. Jak to działa na drużynę? - Powinniśmy mieć różne zdania, a nie być stadem baranów i wtedy jest szansa na progres. Między sobą działamy dobrze. Z dużym szacunkiem do siebie. Wiele rozmawiamy o trudnych rzeczach. Było wokół nas wiele zamieszania w tym roku. Zarząd i trener na pewno miał dużą rozterkę. Nie chcę jednak tego komentować. Mamy medal. Zdobyłyśmy go po walce. Ola tą walką, także w kwalifikacjach olimpijskich, wiele razy udowadniała, że to miejsce jej się należy. Najlepszym dowodem jest ten medal. Podziwiam ją za to, co zrobiła w tym roku. Dla Polski to 300. medal igrzysk w historii. - Wiemy. Celowałyśmy w to. Oczywiście się śmieję. To pierwszy olimpijski medal kobiet w szpadzie. Cieszymy się ogromnie. Co dalej z twoją karierą? Są jeszcze siły? - W styczniu tego roku podjęłam pracę z uniwersytetem w Pensylwanii. Na pewno teraz będę potrzebowała roztrenowania. Przez 16 ostatnich lat reprezentowałam Polskę i nie wystartowałam chyba tylko w jednym turnieju, który zresztą i tak później został odwołany. Przyjechałam wówczas do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, ale zmarł tam szejk i odwołali zawody. Nie ukrywam, że czasami odczuwałam zmęczenie. Chcę teraz trochę odpocząć i zabrać się za pracę, bo ona jest moją pasją. Cieszę się, że mam możliwość pracy z młodzieżą. Myślę też o rodzinie, ale to wszystko wyjdzie w praniu. Wiele osób zarzekało się, że kończy ze sportem. Ja tego jeszcze nie wiem. Jeśli jednak będzie przynosiło mi to radość, to zostanę jeszcze na planszy. Medal ułatwia, czy utrudnia ewentualne pożegnanie? - Nie wiem. Startuje wiele dziewczyn koło czterdziestki. Teoretycznie powinnam się zakwalifikować do kolejnych igrzysk. Będę miała wówczas 40 lat. Na pewno jednak to musi mi sprawiać radość, żebym dalej to ciągnęła. Jestem zadowolona ze swojej kariery, a ten medal jest tylko wisienką na torcie. Nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich ludzi, którzy pracowali ze mną. Co będzie dalej z wami po igrzyskach? - Ola pewnie zajmie się dzieckiem. Wróci do kancelarii adwokackiej, w której pracuje. Martyna będzie dalej fizjoterapeutką dziecięcą. Alicja wróci na studia, a ja do swojej młodzieży w USA. Wszyscy wracamy do swoich zajęć. Taki jest ten sport olimpijski, że musimy się rozwijać. W Paryżu - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport